O ocenę kampanii prezydenta pod kątem stosunku do kontrkandydatów i mediów poprosiliśmy komentatorów politycznych: doktora habilitowanego Norberta Maliszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego oraz doktora Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak zauważa Maliszewski, Komorowski korzysta z efektu urzędującego prezydenta. - Jest eksponowany częściej z tego względu, że pełni dany urząd. Poza tym Komorowski występując w mediach podkreśla charakter swojej kandydatury, czyli walki o reelekcję. Prezydent nie może rozmieniać się na drobne i stara się z powagą budować wizerunek osoby, która jest autorytetem i faworytem, daje poczucie bezpieczeństwo. Z tego powodu nie może wchodzić w interakcje z kontrkandydatami, a zwłaszcza Andrzejem Dudą z tego powodu, że taka polaryzacja mogłaby mieć charakter partyjny. A takie polaryzowanie mogłoby windować kontrkandydata. - Oczywiście są minusy takich działań. Po pierwsze, wydaje się, że prezydent traktuje kontrkandydatów i niektórych dziennikarzy z lekceważeniem. Po drugie, nie wchodzi w interakcje z dziennikarzami, co prowokuje niektórych do wysunięcia tezy, że prezydent się obawia się otwartych rozmów z różnymi mediami i stawia na wybrane redakcje - dodał naukowiec Uniwersytetu Warszawskiego. Komentując wydawałoby się lekceważący stosunek Komorowskiego do innych kandydatów, Flis zwraca uwagę, że to efekty przyjętej strategii, która ukształtowała się już jakiś czas temu, a jest wynikiem sondaży prognozujących prezydentowi zwycięstwo. - Dzięki temu Komorowski siłą inercji dąży do zwycięstwa w wyborach. Widać wyraźnie, że prezydentowi się podoba ten splendor, który mu towarzyszy. Z tym się wiążą ograniczenia w jego kampanii, która tak naprawdę zacznie się dopiero 11 maja. Wtedy to będzie możliwy gwałtowny zwrot: z pozycji dostojeństwa na aktywne zabieganie o wyborców i podjęcia żywego dialogu. Czy taki styl prowadzeni kampanii przyniesie jednak pożądane skutki? - Chociaż komuś może się nie podobać, to akurat w przypadku prezydenta Komorowskiego jest to strategia skuteczna. Jest obecny w mediach i kontroluje przekaz, co wyklucza mogącą mu zaszkodzić wpadkę. Jednocześnie nie decyduje się na debatę i nie wspomina bezpośrednio o kontrkandydatach, bo doprowadzałby w ten sposób do niekorzystnej dla siebie sytuacji. A efekt uboczny każdej strategii na powodzenie jest taki, że trochę traci wizerunkowo, nie będąc kandydatem dynamicznym, wchodzącym w interakcję z kontrkandydatami i mediami. Stąd powstaje wrażenie, że Komorowski lekceważy pozostałych startujących w wyborach i media - twierdzi Maliszewski. - Trzeba sobie zadać pytanie, czy taką postawą Komorowski jest w stanie przekonać wyborców pozostałych kandydatów. Oczywiście wciąż jest faworytem, jednak druga tura jest niedaleko, a 48-49 procent obecnego poparcia - takie wskazują sondaże - oznacza porażkę w drugiej turze, bo wówczas potrzeba co najmniej 51 procent głosów do zwycięstwa. Czy w takim trybie prowadzenia kampanii możliwa jest mobilizacja? Mamy obecnie sytuację, kiedy urzędujący prezydent ubiega się o reelekcję, a co więcej jest przedstawicielem obozu rządzącego. Może też bazować na słabości konkurentów, którzy nie będą mieli pomysłu, jak go wytrącić z inercji. Natomiast warto zadać pytanie ,czy Komorowski będzie miał pomysł, jak wrócić na tor inercji, jeśli jednemu z kandydatów uda się go wytrącić z tego dostojnego kursu po zwycięstwo? A Andrzej Duda chyba ma pomysł, jak wytrącić Bronisława Komorowskiego z tej inercji - komentuje natomiast Flis. Artur Wróblewski