Jak zamierza Pan poprawić stosunki Polski z Rosją? - Trudno jest poprawiać stosunki z krajem, który jest wrogo nastawiony. Z krajem, który w swojej strategii przyjął założenia cofające historię, i którego celem jest wprowadzenie Polski w orbitę rosyjskich wpływów. Poprawa tych relacji może nastąpić tylko w sytuacji, gdy kierunek polityki wobec Rosji będzie zgodny z surowym kursem przyjętym przez Unię Europejską. Można liczyć tylko na to, że embargo gospodarcze i presja polityczna doprowadzą do złagodzenia napięcia i do tego, że Rosjanie wycofają się ze swoich postZSRRowskich zasad uprawiania polityki. Nie jest to moment ku temu, by normalizować stosunki przez otwarcie. To musi być partnerski układ. By go wypracować, powinniśmy prowadzić taką politykę, jaką Rosja prowadzi wobec nas, oczekując, że ten kurs się zmieni. Czy przywróci Pan wiek emerytalny do poprzedniej wysokości? - Żaden polityk tego nie zrobi i ktokolwiek, kto składa takie obietnice jest oszustem i obłudnikiem, tak jak na przykład Andrzej Duda. To jest możliwe tylko na skutek kompleksowej reformy całego systemu. Od ZUS, KRUS, NFZ, przez wysokość składek i wysokość opodatkowania, kończąc na wieku emerytalnym. Spadek demograficzny jeśli chodzi o liczbę urodzeń jest faktem, wydłużanie się wieku życia jest faktem. Tylko kompleksowy projekt, przegłosowany przez obywateli w referendum. Będę walczyć o to, żeby mogli oni zdecydować, czy chcą wyższych składek, wyższych podatków, a dzięki temu niższego wieku emerytalnego i na przykład likwidacji ZUS i przejęcia tych zobowiązań przez Skarb Państwa. Ważny jest wiek emerytury, ale także jej wysokość, bo co z tego, że obniżymy wiek emerytalny do 50. roku życia, jeśli <a class="textLink" href="https://biznes.interia.pl/gospodarka/news-emerytom-grozi-kara-wystarczy-nie-zaplacic-do-25-stycznia-sk,nId,7284915" title="emerytura" target="_blank">emerytura</a> wyniesie 500 zł. Powinny zostać zaprezentowane dwa kompleksowe rozwiązania. Jedno niemal skrajnie liberalne, a drugie bardziej socjalne i przygotowane przez ekspertów. Dwa takie antagonistyczne projekty powinny zostać przedstawione obywatelom pod głosowanie i tylko decyzją większości mogą nastąpić zmiany. Czy jest Pan za przyjęciem euro w Polsce przed 2020 rokiem? - W mojej ocenie, jakiekolwiek decyzje dotyczące przyjęcia euro muszą być całkowicie pozbawione tła ideologicznego. Wykorzystywanie kwestii przyjęcia euro podczas kampanii to najwyższej klasy populizm i obłuda polityczna. Ja, na tę chwilę, nie mam zdania dotyczącego daty przyjęcia tej waluty w Polsce. Na pewno dziś - nie, a w przyszłości - tak. Ale ostateczna decyzja musi bezwzględnie być poparta bieżącą kalkulacją ekonomiczną. Przyszłość euro jest zachwiana w związku z sytuacją Grecji. Dopóki to się nie unormuje, to na pewno Polska korzysta na tym, że nie ma unijnej waluty. Niewykluczone, że do 2020 roku warunki ekonomiczne się zmienią, a być może wtedy nie będzie już pytania o wejście do strefy euro. Dlatego przede wszystkim ekonomia, zdrowy rozsądek, a mniej polityki. Co Pan uważa o pomyśle przyjęcia do Polski uchodźców z Afryki? - Z tego co wiem, mamy problem z przyjęciem Polaków, którzy chcą wyjechać z Ukrainy i schronić się w naszym kraju. Pomysł dotyczący przyjęcia uchodźców z Afryki jest oczywiście etycznie i moralnie jak najbardziej zasadny. Ja go popieram, bo trzeba pomagać ludziom w potrzebie, bez względu na ich kolor skóry. Natomiast obawiam się, że hurraoptymistyczne zapowiedzi naszego rządu, jak zwykle, będą tylko medialną wydmuszką, bo w praktyce przyjmiemy trzech lub pięciu takich uchodźców. Nie mamy większych możliwości. Nasz aparat państwowy jest całkowicie nieefektywny w załatwianiu najprostszych spraw Polaków, a co dopiero w kwestii pomocy ludziom, którzy płyną przez Morze Śródziemne do Włoch. Trudno mi sobie to wyobrazić, więc traktuje to jedynie jako propagandowe hasełko: "Żeby wszystkim żyło się lepiej. Zgoda i bezpieczeństwo". Czy jest Pan za likwidacją Senatu i zmniejszeniem liczby posłów? - Likwidacja Senatu wydaje się być w pełni uzasadniona, ale nie jest możliwa do wprowadzenia bez referendum i bez zmian w konstytucji. Politycy nigdy nie zdecydują się na taki krok, bo dla nich to są stanowiska dla kolegów, stanowiska do obsadzenia według partyjnego klucza. Natomiast jeśli chodzi o liczbę posłów, to w zależności od tego, jak Polacy widzą ordynację wyborczą, jak widzą przyszłość funkcjonowania Sejmu, czy na przykład będzie to zupełnie odrębna od władzy wykonawczej instytucja władzy ustawodawczej, być może konieczne jest zwiększenie liczby posłów, aby okręgi wyborcze były jak najmniejsze i aby kandydat miał jak największy kontakt z wyborcami. Dlatego chciałbym, aby ta kwestia była przedmiotem kompleksowych rozwiązań systemowych, o których zdecydują obywatele. Czy jest Pan za przywróceniem systemu szkolnictwa sprzed reformy Buzka? - System szkolnictwa, czyli układ z gimnazjum lub bez, to sprawa drugorzędna. Najważniejsza jest zmiana sposobu nauczania i zmiana podejścia ze strony ministerstwa. Jestem zwolennikiem modelu amerykańskiego. Żyjemy w świecie, w którym dostęp do informacji jest powszechny, zakuwanie wiedzy encyklopedycznej, które jest praktyką polskiego szkolnictwa, jest totalnym anachronizmem. Popieram taką reformę szkolnictwa, która uczyłaby przede wszystkim jak wykorzystywać informację, jak tworzyć nowe projekty i wyciągać wnioski, z posiadanych danych. Szkoła musi uczyć kreatywności. O Pawle Tanajnie Paweł Tanajno startuje z listy Demokracji Bezpośredniej. Urodził się w 1975 roku w Warszawie. Zajmuje się doradztwem w kwestiach marketingu internetowego. Studiował prawo na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, ale przerwał studia z konieczności "utrzymywania siebie samego oraz rozwijającej się firmy". Później kontynuował studia na kierunku zarządzanie organizacjami. W swoim programie wyborczym postuluje m.in. możliwość przewalutowania kredytów we frankach na ich wartość w złotówkach z chwili zaciągnięcia kredytu, zniesienie bankowego tytułu egzekucyjnego. Zapowiada też aktywną politykę prezydenta w zakresie państwa przyjaznego rodzinom (m.in. 500 zł na każde dziecko w rodzinie), przejrzyste przepisy podatkowe i połączenie ZUS i Urzędu Skarbowego. Chce też promować nowe technologie i biznesy start-upowe. Tanajno wskazuje ponadto na konieczność utworzenia jednomandatowych okręgów wyborczych z prawem odwołania posła w trakcie kadencji. Miałoby to się przyczynić do - jak podkreśla - rozwiązania problemu z niedotrzymywanie obietnic wyborczych. Kandydat na prezydenta chciałby też tak zmienić prawo, aby wnioski obywateli o referendum były wnioskami obligatoryjnymi dla Sejmu. Planuje również znieść przywileje oraz immunitety polityków, a także zdyscyplinować urzędników tak by odpowiadali finansowo za błędne decyzje. Tanajno deklaruje, że wierzy w Boga, ale jest zwolennikiem "bezwzględnie" świeckiego państwa. Kandydat na prezydenta chce też depenalizacji posiadania niewielkich ilości marihuany. Ma żonę i czwórkę dzieci. Jego pasją są podróże.