Andrzej Duda podczas sobotniej konferencji prasowej przed siedzibą Narodowego Banku Polskiego przypomniał, że prezydent na początku kadencji przygotował projekt zmiany konstytucji, umożliwiający wprowadzenie eurowaluty. Przywołał także wypowiedź sprzed lat doradcy prezydenta, prof. Romana Kuźniara, który za realny termin wejścia Polski do unii walutowej uznał początek przyszłego roku. Podczas rozpoczynającej się w sobotę dwudniowej wizyty w stolicy Belgii, prezydent Bronisław Komorowski wygłosi przemówienie na Brussels Forum, corocznym spotkaniu wpływowych przedstawicieli świata polityki, gospodarki i elit intelektualnych Europy i Ameryki Północnej. Przed budynkiem NBP Andrzej Duda pytał dziś, czy "pan prezydent zamierza rozmawiać w Brukseli na temat jak najszybszego wprowadzenia waluty euro w Polsce? (...) Czy rzeczywiście jest tak, że 1 stycznia 2016 roku zamierza wprowadzić Polskę do strefy euro? Polacy powinni uzyskać odpowiedź na ten temat". Kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta dodał, że - jeśli zostanie wybrany - nie zgodzi się na przyjęcie eurowaluty, dopóki Polacy nie będą zarabiać na "europejskim poziomie". Dariusz Jaroń, Interia: Dlaczego właśnie teraz Andrzej Duda odwołuje się w kampanii wyborczej do euro? Dr hab. Norbert Maliszewski, Uniwersytet Warszawski: Andrzej Duda stara się wybiec do przodu w kampanii. W ostatnich dwóch tygodniach wpadł w pułapkę: był raportem mniejszości, opowiedział się przeciwko ustawie o in vitro, chociaż część jego sympatyków popiera taką metodę leczenia. Miał być politykiem centrowym, tymczasem opowiedział się za linią Prawa i Sprawiedliwości, przez co mógł wpaść w prawy narożnik. Dotąd szybko zyskiwał w sondażach, ale głównie było to poparcie wyborców PiS. Jak liczy na lepszy rezultat, musi być bardziej centrowy. Druga rzecz to kwestia SKOK-ów. Torpedując ustawę, wprowadzającą nadzór nad nimi, musiał się bronić, a to nie sprzyja rozwijaniu i budowaniu osi kampanii, jakie byłyby dla niego korzystne. Stosunek Polaków do euro może stać się taką osią? - Tak. Popatrzmy chociażby na badania GFK Polonia: większość osób jest przeciwna wprowadzeniu euro, obawia się negatywnych konsekwencji w postaci drożyzny. Tworzy się oś podziału: zwolennicy i przeciwnicy euro. Dla polityka ważne jest to, by być raportem - czyli głosem - większości. Jeśli Andrzejowi Dudzie udałoby się taką oś narzucić, byłoby to dla niego bardzo korzystne. Pytanie, czy temat ten nie jest wywoływany sztucznie? Czy sztabowi PiS uda się wskazać na takie działania prezydenta, które pokazywałyby, że aktywnie stara się obecnie wprowadzić w Polsce euro. Na razie tego nie widać. Jest za to przypominanie działań prezydenta sprzed lat i wytyczanie własnej linii w sprawie euro. Andrzej Duda jest przekonany co do słuszności wprowadzenia waluty, ale dopiero, gdy Polacy będą zarabiali tyle, ile wynosi średnia w Unii Europejskiej, czyli... właściwie nie wiadomo kiedy. Wojna na Ukrainie, agresywna polityka Władimira Putina, ryzyko zamachów terrorystycznych - o tych tematach dyskutują dziś Polacy. Czy eurowaluta może wywołać u nas podobne emocje? - Żeby temat stał się osią kampanii musi wynikać z bieżących wydarzeń albo gorących tematów, wpływających na nastroje społeczne, wzbudzających silne emocje. Mamy wojnę na Ukrainie, kwestie terroryzmu. Czy można przy tych tematach nagle wyciągnąć inny z kapelusza i liczyć na podobne zainteresowanie? Dodajmy, że sztab Bronisława Komorowskiego od miesięcy sprawy euro nie porusza. Ten temat jest zatem chłodny. Polska nie spełnia kryteriów przyjęcia euro, nie weszła do systemu ERM2, w którym musi być co najmniej dwa lata, podczas których musiałaby usztywnić kurs walutowy, więc obecnie nie ma mowy o przyjęciu euro, a 2016 rok też jest terminem nierealnym. Obawiam się, że jak obóz Andrzeja Dudy nie ma w zanadrzu bomby związanej z euro, jakiegoś mocnego haka, to nie ma szans, żeby debatę o euro udało się przekuć w sondażowy sukces. <a href="https://twitter.com/DarekJaron" target="_blank">Śledź profil autora na Twitterze</a>