Po 11 września 2001 roku w internecie zaczęły krążyć fotomontaże przedstawiające Nowy Jork, którego panorama wzbogacona była o kilkadziesiąt strzelistych minaretów. Na innych grafikach zobaczyć można było wieżę Eiffla, na której czubku widnieje wielki, zielony półksiężyc. Dżihad - pojęcie szerokie, ale w tym kontekście rozumiane jako walka islamu z cywilizacją Zachodu - wszedł do masowej wyobraźni, i w tej właśnie wyobraźni stał się zagrożeniem. Połączony z dużą liczbą imigrantów z krajów islamskich, żyjących (i często już urodzonych) w Zachodniej Europie, zaczął być szeroko postrzegany jako zamach na zachodni styl życia i zachodnią demokrację. Czy naprawdę miałyby się spełnić czarne wizje pisarzy s-f, islamofobów i zwykłych Europejczyków, którzy boją się islamskiej nietolerancji? Czy "europejski kalifat" jest realną wizją? Czy Zachód, było nie było, najsilniejszy, najbogatszy, najbardziej skonsolidowany i mocno umotywowany do obrony własnych wartości blok państw na świecie, może w ogóle mówić o tego typu zagrożeniu? Czy miałaś jakiś pomysł, Oriano Fallaci? W najbardziej radykalny ton uderzyła nieżyjąca już kontrowersyjna włoska dziennikarka, Oriana Fallaci. "Ludzie, obudźcie się!" - krzyczała w opublikowanej po zamachach 11 września "Wściekłości i dumie". Według Fallaci, obawa przed okrzyknięciem rasistami (a tu nie o rasę, a religię przecież chodzi - przypomina Fallaci) sprawia, że Europejczycy nie rozumieją, że "toczy się już Odwrotna Krucjata [...], wojna, którą oni nazywają dżihadem. Wojna, która [...] ma na celu podbój naszych dusz i zlikwidowanie naszej wolności". Ta wojna, według dziennikarki, toczy się po to, "by zniszczyć naszą cywilizację, nasz styl życia i umierania, modlenia się lub niemodlenia, jedzenia, picia i ubierania się, i studiowania, i cieszenia się życiem". Oriana Fallaci nawołuje do zdecydowanej obrony, bo inaczej dżihad "zmiecie naszą kulturę, naszą sztukę, naszą tożsamość, naszą naukę, naszą moralność, nasze wartości, nasze przyjemności. [...] Ci wszyscy Bin Ladenowie uważają się za uprawnionych do zabijania was i waszych dzieci, bo pijecie alkohol, bo nie nosicie długich bród, czadoru czy burki, bo chodzicie do teatru i do kina [...], bo tańczycie i oglądacie telewizję, bo [...] opalacie się nago czy prawie nago, bo kochacie się wtedy, kiedy chcecie, i z tymi, z którymi chcecie, czy też dlatego, że nie wierzycie w Boga? Jestem ateistką, chwała Bogu. I nie mam zamiaru dać się ukarać tym niedorozwiniętym bigotom, którzy zamiast wnieść swój wkład w ulepszenie ludzkości, salamują i gdaczą modlitwy pięć razy dziennie". Można nie zgadzać się z oceną sytuacji nakreśloną przez Orianę Fallaci, można uznać ją za histeryczną, można nie bez racji zarzucić, że bije na oślep nie próbując zasugerować sensownego rozwiązania problemu. Ale nie sposób nie uznać, że wypowiedziała ona na głos to, czego, choćby podświadomie, obawia się wielu Europejczyków. Czy ze względu na nasz mały przyrost naturalny, ze względu na napływ imigrantów, Europa jest skazana na "Eurabię" i "zniszczenie zachodniego stylu życia"? Strach po obu stronach Zanim postaramy się odpowiedzieć na to pytanie, zwróćmy uwagę, jak cała kwestia wygląda z drugiej, muzułmańskiej strony.