- Hillary Clinton jest w tej chwili jednym z najbardziej zniesławionych polityków w historii USA - uważa dr Michał Kuź, politolog i ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Zdaniem eksperta styl, w jakim kandydatka Demokratów przegrała z Donaldem Trumpem, jest jeszcze gorszy, niż wszystkie kwestie merytoryczne, jak chociażby sprawa maili i braku śledztwa, które pojawiały się w czasie kampanii wyborczej. - To pierwszy polityk w najnowszej historii, który podczas nocy wyborczej nie wyszedł do swoich wyborców - podkreśla nasz rozmówca. - Hillary Clinton to człowiek, który w życiu publicznym jest już absolutnie skończony, to człowiek, który prawdopodobnie już nigdy do polityki nie wróci i nigdy nie będzie traktowany poważnie - komentuje dr Kuź. Ale to nie tylko porażka samej Clinton, ale też "największa od lat porażka partii Demokratów". - Hillary Clinton prowadziła kampanię opartą tylko na samych miękkich chwytach wizerunkowych, zupełnie pozbawioną treści politycznych. Gdy Sanders i Trump grali w realną politykę, Hillary bawiła się w postpolitykę - ocenia ekspert. - W tak ważnych wyborach przeciwko tak kontrowersyjnemu i tak trudnemu dla nich kandydatowi, mimo zaangażowania dużych środków, przez brak politycznego talentu, brak współodczuwania emocji, które panują wśród wyborców, Partia Demokratyczna absolutnie przegrała, przegrała Senat, przegrała izbę, przegrała na całej linii - ocenia dr Kuź. Nasz rozmówca przypomina, że Clinton, dzięki poparciu wielkiego biznesu, poparciu Wall Street, wpływom fundacji Clintonów i takich ludzi jak George Soros, była w stanie w ten sposób działać już podczas prawyborów, i wypchnąć z nich Berniego Sandersa. - Według wszelkich modeli i analiz Bernie Sanders wygrałby z Donaldem Trumpem w cuglach - zaznacza ekspert. Zdaniem dr. Kuzia, Clinton była już na etapie prawyborów "pupilkiem" superdelegatów w Partii Demokratycznej oraz mediów mainstreamowych. - Ale mimo tego okazało się, że jest beztalenciem, że nie gra w interesie ani partii, ani Stanów Zjednoczonych, tylko w interesie familii Clintonów, że prowadzi kampanię tak jakby to nie były demokratyczne wybory, tylko jakby to był rodzaj konkursu na "fajność". Nie jeździ w ogóle do niektórych stanów, w których <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> prowadził kampanię, za to otacza się celebrytami. Potrafiła powiedzieć o wyborcach Trumpa, że są ludźmi, z którymi nie da się nic zrobić. Jest pyszna, zachowuje się niemal jak arystokratka, a na końcu nie wychodzi do swoich wyborców - wylicza. Według naszego rozmówcy, "brakuje słów, żeby określić jak bardzo porażka Clinton jest dotkliwa, i w jak dużym stopniu ona ponosi za nią odpowiedzialność". - Hillary Clinton to była pycha krocząca przed upadkiem. Zniszczyła bardzo wiele: pozycję swojej partii, swoją pozycję, nie wychodząc do wyborców wreszcie wzgardziła ludźmi, którzy jej pomagali. Być może naraziła też swój kraj, jeśli faktycznie Trump okaże się prezydentem nieodpowiedzialnym - mówi ekspert, zaznaczając jednak, że "dałby mu na razie pewien kredyt zaufania". - Hillary Clinton okazała się strasznym politykiem, który w ogóle nie rozumie demokratycznej polityki i nigdy, przenigdy nie powinien był się znaleźć w tak poważnych wyborach - dodaje. W trakcie kampanii wielokrotnie podkreślano, że w przypadku wygranej, Clinton może przebić szklany sufit i zostać pierwszą kobietą na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zdaniem eksperta, uzyskano efekt odwrotny do zamierzonego. - W tej chwili nie tylko nie przebiła szklanego sufitu, ale ona ten szklany sufit ściągnęła kobietom na głowę. Tak wielka i dotkliwa porażka może sprawić, że następnym razem partia dwa razy się zastanowi, czy wystawić kobietę - zaznacza ekspert. Podkreśla jednak, że Hillary przegrała nie ze względu na płeć, tylko brak charyzmy. Zdaniem eksperta, w Partii Demokratycznej nikt nie zadał sobie pytania, czy Clinton posiada umiejętność robienia polityki, zaś chwycono się symbolicznych kalek. - Paradoksalnie, to Partia Demokratyczna zachowała się w sposób seksistowski i stereotypowy, myśląc, że ktoś może wygrać grając głównie kartą równouprawnienia - uważa dr Kuź.