Zazwyczaj Bruksela przyznaje na odpowiedź dwa miesiące. Jak tłumaczą unijni dyplomaci, <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-komisja-europejska,gsbi,34" title="Komisja Europejska" target="_blank">Komisja Europejska</a> chce w ten sposób pokazać, że sprawa jest pilna, bo miesiąc na odpowiedź daje tylko w przypadkach nadzwyczajnych. Przyspieszenie oznacza - przy założeniu, że rząd nie zmieni stanowiska - że zaraz po wakacjach zostanie uruchomiony drugi etap procedury. A trzeci to już pozew do Trybunału UE. Oznacza to, że Polska pod koniec roku stanie przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości w związku z niepodporządkowaniem się decyzji o relokacji. A to zbiegnie się z decyzją o stałym mechanizmie relokacji, na który Polska się stanowczo nie zgadza. Więc chodzi także o wywarcie na nas dodatkowej presji. Wielomilionowe kary dla Polski za nieprzyjmowanie uchodźców też mogą zostać ogłoszone o wiele wcześniej niż podawane przez polskich prawników 5-6 lat. Jak ustaliła dziennikarka RMF FM, Komisja Europejska rozważa wystąpienie do Trybunału Sprawiedliwości UE o tzw. przyspieszony tryb postępowania. Stosuje się go w sytuacjach, gdy długie terminy mogą wywołać szkody, zakłócenia, czy inne poważne problemy. KE łatwo będzie udowodnić, że sprawa czekających na relokację w Grecji i we Włoszech uchodźców jest pilna. Według unijnych prawników, oznaczałoby to skrócenie terminów składania pism urzędowych i całego postępowania. Tak więc wyrok zapadłby w ciągu roku od złożenia pozwu, czyli w 2018. Także o tryb przyspieszony KE może wystąpić w sprawie milionowych kar (może to być nawet 250 tysięcy euro za dzień nieprzestrzegania prawa), które w takiej sytuacji zapadałyby nie za 5-6 lat, jak twierdzą prawnicy polskiego rządu, ale już w 2019. <a href="http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/katarzyna-szymanska-borginon" target="_blank">Katarzyna Szymańska-Borginon</a>