Ukrainka o rosyjskiej propagandzie: Jesteśmy zszokowani
Pociągi, które przewożą osoby chcące wydostać się z Ukrainy, poruszają się bez świateł, jadą też zdecydowanie wolniej i omijają miejsca, w których może pojawić się zagrożenie ze strony Rosyjskiego wojska - wynika z relacji Jany z Dniepru, 33-latki, która dotarła do punktu recepcyjnego w Zamościu. Kobieta opowiedziała też o propagandzie wśród Rosjan. Jak mówi, część jej znajomych z Rosji przestaje utrzymywać kontakt ze swoimi rodzinami na Ukrainie, bo nie rozumieją, co się dzieje - są przekonani, że Rosja chroni Ukrainę.
Niewiele widziałam w nocy przez okno, bo pociągi jadą bez świateł. Poruszają się wolniej i omijają niebezpieczne miejsca - relacjonuje w rozmowie z Polską Agencją Prasową 33-letnia Jana z Dniepru, która dotarła do punktu recepcyjnego w Zamościu (Lubelskie). Na Ukrainie zostali jej rodzice i chłopak.
Punkt recepcyjny dla uchodźców w Zamościu działa w hali sportowej Zespołu Szkół Ponadpodstawowych Nr 3 w Zamościu "Elektryk". Do tej pory skorzystało z niego ponad 1,8 tys. osób. Jedną z nich jest 33-letnia Jana, która pochodzi z Dniepru.
Na co dzień pracuje w branży IT. Podróż do Polski zajęła jej dwie doby, z czego 24 godziny spędziła w pociągu z Dniepru do Lwowa. Zapytana o to, co widziała po drodze, wyjaśnia, że jechała w nocy i było ciemno. "Niewiele widziałam, bo pociągi jadą bez świateł, bo byłoby to zbyt niebezpieczne. Również jadą zdecydowanie wolniej i omijają miejsca, gdzie jest jakieś zagrożenie" - relacjonuje Ukrainka.
33-latka zaznacza, że gdy opuszczała swoje rodzinne miasto, było w nim spokojniej niż w innych regionach - nie było bombardowań i rakiet. Zwraca jednak uwagę, że w pobliżu znajduje się Zaporoże, gdzie mieści się wielka elektrownia jądrowa. Opowiada, że na Ukrainie został jej chłopak i rodzice.
"Ludzie w większości bardzo się boją. Moi rodzice zdecydowali się zostać; tłumaczyli, że to jest ich dom i chcą tam zostać na zawsze. Obawiają się też, że gdzieś indziej się nie zaaklimatyzują, nie zaadaptują, poza tym mają duży dom z psami, kurczakami" - opowiada Jana, która w punkcie recepcyjnym w Zamościu oczekuje na transport do Krakowa, gdzie znajomi zaoferowali jej schronienie.
Dziewczyna ma nadzieję, że Dniepr pozostanie nietknięty, ale - jak podkreśla - nikt nie może być tego pewnym. "Wierzymy, że żołnierze ochronią nasz kraj, że nic złego się nie wydarzy. Chcielibyśmy, żeby to jak najszybciej się skończyło" - dodaje Jana. Zapytana o opinię na temat prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego bez wahania odpowiada: "Jest najlepszy. Naprawdę dobry z niego człowiek. Mógłby zostać moim sąsiadem" - żartuje dziewczyna.
Podkreśla, że jego historia jest interesująca i wielu ludzi jest teraz zaskoczonych postawą Zełenskiego. "Wykazał się teraz ogromną odwagą - w tym co robi, co mówi. Jego decyzje wszyscy szanują i ludzie bardzo go wspierają" - zapewnia Jana.
Ukrainka, zapytana o reakcje na wybuch wojny przez znajomych w Rosji mówi, że ma tylko jednego kolegę, który rozumie, że w Ukrainie trwa wojna i stanowczo nie popiera działań Putina. "Część osób przestaje utrzymywać kontakt ze swoimi rodzinami w Ukrainie, ponieważ oni nie rozumieją, co się dzieje. Myślą, że Rosja nas chroni i niemożliwa jest z nimi dyskusja na ten temat. Przeglądając Instagram, widzę, jak niestety wielu blogerów mówi tak samo. Jesteśmy zszokowani, jak niezwykle silna jest propaganda w Rosji" - zaznacza Jana.
Od rozpoczęcia agresji Rosji na Ukrainę, lubelskie przejścia graniczne z Ukrainą przekroczyło ok. 390 tys. osób, z czego 52 tys. minionej doby.