"Grupa kolejarzy poinformowała, że Białoruś może przygotowywać się do odbioru rosyjskiego sprzętu wojskowego. Na kolei rozpoczynają się przeglądy i prace serwisowe. Jeśli tak się stanie, Ukraina zostanie ponownie zaatakowana od północy" - pisze na Twitterze Hanna Liubakova. W kolejnych wpisach dziennikarka wskazuje, że już w sierpniu pojawiały się doniesienia, że na stacjach w okolicy miejscowości Homel montowane są specjalne systemy bezpieczeństwa. Miejscowość ta jest główną osią na linii Rosja - Białoruś - Ukraina. Firma montująca zabezpieczenia odcinała się jednak od zarzutów, by jej systemy miały cokolwiek wspólnego z wojną. W oświadczeniach dla prasy informowano, że chodzi wyłącznie o prace serwisowe konieczne dla funkcjonowania kolei. Kolejny front na północy? Nie są to pierwsze działania ze strony Białorusi, które rzucają cień na jej powiązania z wojną w Ukrainie. Przywódca tego kraju Alaksandr Łukaszenka otwarcie popiera rządy Władimira Putina i angażuje się w propagandowe przekazy na temat jego działań. Z terenu Białorusi już wcześniej dokonywano z kolei ataków na Ukrainę. Białoruś wykorzystano już na początku inwazji, kiedy Rosjanie szli na Kijów. 28 lipca Rosja wystrzeliła w kierunku północnej Ukrainy co najmniej 20 pocisków z Białorusi - informowało natomiast brytyjskie ministerstwo obrony. Jak zaznaczyła Liubakova, dodatkowe siły z kierunku północnego byłyby dla Ukrainy dużym problemem. Otwarcie kolejnego frontu ze strony północnej siłą rzeczy skomplikuje bowiem przebieg kontrofensywy na kierunku wschodnim. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy podał z kolei, że na wschodzie już widać napływ zmobilizowanych dekretem Putina Rosjan. Zmobilizowani uzupełniają odziały 1. pułku pancernego 2. dywizji zmotoryzowanej 1. armii pancernej sił zbrojnych Rosji, które wyjeżdżają do strefy działań bojowych.