Pozostała część miasta jest teraz "ziemią niczyją" - powiedział mer, który udzielił wywiadu agencji Reutera. Ołeksandr Striuk wypowiadał się przez telefon, nie powiedział, gdzie się znajduje. Mer zapewnił, że te 20 proc. "zaciekle się broni". Utrzymywane są linie obronne. Ukraińcy mają też podejmować próby kontrataku. Według Striuka w mieście pozostało od 12 do 13 tysięcy osób. Przekazał też, że cała infrastruktura niezbędna do normalnego funkcjonowania została zniszczona w wyniku ostrzału okupantów, a dostarczanie żywności lub innej pomocy humanitarnej jest niemożliwe. "Jeszcze większa katastrofa w obwodzie ługańskim" Wcześniej w środę szef władz obwodu ługańskiego Siergiej Hajdaj mówił, że wojska rosyjskie kontrolują 70 proc. Siewierodoniecka i walki nadal trwają. Według jego słów część oddziałów ukraińskich odeszła na korzystniejsze pozycje, a część kontynuuje walkę w centrum miasta, gdzie przegrupowują się Rosjanie. Jego zdaniem wrogie wojska chcą doprowadzić do jak największej katastrofy ludności cywilnej. Dlatego we wtorek zaatakowali zakłady chemiczne, doszło do zagrożenia zatruciem kwasem azotowym. "Rosjanie próbują znaleźć obiekty, których zniszczenie mogłoby doprowadzić do jeszcze większej katastrofy w obwodzie ługańskim" - napisał Hajdaj w Telegramie. Rzecznik ministerstwa obrony Ukrainy Ołeksandr Motuzianyk powiedział w środę, że wojska rosyjskie na tym odcinku frontu koncentrują się na zajęciu Siewierodoniecka, otoczeniu Lisiczańska i opanowaniu całego obwodu ługańskiego.