Po tekstach zamieszczonych w serwisie nie ma już śladu. Krótko po publikacji, zniknęły one ze strony Lenta.ru. Spodziewali się tego sami autorzy, którzy zalecali czytelnikom, by jak najszybciej tworzyli kopie artykułów. W taki sposób fragmenty przeniknęły do mediów społecznościowych. Akcję opisuje także niezależny serwis Meduza. Jak czytamy, za akcją protestacyjną stało dwoje dziennikarzy: Jegor Poliakow i Aleksandra Mirosznikowa. 20 krytycznych dla Władimira Putina tekstów W 20 tekstach, które zapełniły stronę, czytamy m.in., że "Władimir Putin zamienił się w żałosnego, paranoicznego dyktatora". Dziennikarze ujawniają także, że na froncie zginęło wielu rosyjskich żołnierzy, a ich zwłoki są porzucane przez armię. "Putin rozpętał największą wojnę XXI wieku" - przekonują dalej dziennikarze. "Rosyjska elita okazała się żałośnie słaba", "władze rosyjskie zabroniły dziennikarzom mówienia prawdy", "Rosja całkowicie zniszczyła Mariupol", "Rosja grozi zniszczeniem całego świata", "łatwiej jest ukryć porażkę gospodarczą wojną", "Putin musi odejść. Rozpętał bezsensowną wojnę i prowadzi Rosję w historyczną niepamięć" - to tylko część tytułów, które odnotowała Meduza. Teksty można znaleźć w zarchiwizowanej wersji przy pomocy odpowiedniego programu do pozyskiwania usuniętych z sieci treści. W swoich publikacjach dziennikarze od razu zaznaczali, że materiały nie zostały zatwierdzone przez kierownictwo redakcji. Dziennikarze dowodzą również, że "z góry" poszła dyrektywa, by nie publikować niczego, co może "wywołać niepokoje społeczne". "W rezultacie rosyjskie media zaczęły stosować własną formę nowomowy" - czytamy. Dziennikarze potwierdzili Meduzie, że stworzyli serię tekstów i opublikowali je na stronie. Jak przyznali w rozmowie z serwisem, znajdują się już oni poza Rosją, a ich dostęp do redakcyjnych narzędzi został cofnięty.