Okupowany przez Rosję od 2014 roku Krym przez ostatnie lata był terytorium nietykalnym. Rosyjska inwazja na Ukrainę zapoczątkowana 24 lutego miała "dokończyć dzieła" i podporządkować resztę ukraińskiego terytorium państwu Władimira Putina. Tak się jednak nie stało. Co więcej, Krym, który stał się po 2014 roku rosyjską oazą spokoju, wakacyjną bazą wypadową i miejscem gromadzenia wojennych zasobów, teraz spędza Rosjanom sen z powiek. Wszystko za sprawą ukraińskiego kontrataku, który dociera aż na półwysep. Ukraińcy kontratakują Przypomnijmy, że 9 sierpnia doszło do eksplozji na lotnisku wojskowym Saki koło Nowofedoriwki na Krymie. W sieci szybko pojawiły się wówczas nie tylko nagrania ukazujące straty, jakie ponieśli Rosjanie, ale i uciekających w panice z półwyspu turystów. 16 sierpnia niedaleko miasta Dżankoj na północy Półwyspu Krymskiego doszło z kolei do eksplozji w magazynie amunicji. Dwa dni temu miał miejsce kolejny incydent. W Sewastopolu nad kwaterą główną Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej pojawiły się kłęby czarnego dymu. Szef Tatarów krymskich przekazał, że doszło do ataku drona, który uderzył w dach budynku. Napływ turystów na Krym zmniejszył się o połowę - wynika z podsumowania sezonu, o którym poinformowali rosyjscy operatorzy turystyczni. Panika wśród mieszkańców. Szykują schrony Panikę czuć również wśród mieszkańców półwyspu. Jak podaje serwis "Ukrainska Prawda", okupacyjne władze Sewastopola prowadzą pilną inspekcję schronów przeciwlotniczych. O sprawie poinformował sam okupacyjny gubernator Sewastopola, który zapewnił, że schrony są dokładnie sprawdzane i szykowane na wypadek dalszych ataków. Jak dodał wspomniany gubernator, obok schronów mają być umieszczane specjalne znaki, które usprawnią ucieczkę w razie możliwych eksplozji. Gubernator jednocześnie zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą, a panika jest niewskazana.