Źródło "Financial Times" podkreślało w niedzielę, że dysponuje "wiarygodnymi informacjami" o zamiarach Rosji. Gdyby wyliczenia doradcy okazały się prawdziwe oznaczałoby to, że operacja rozpoczęłaby się do 15 lutego. Miałoby to wyprzedzić działania krajów Zachodu, które zadeklarowały władzom w Kijowie nowe dostawy uzbrojenia. Gdzie rozpocznie się ofensywa? Miejscem początku masowej ofensywy może być zachodnia część obwodu ługańskiego w rejonie Kreminnej oraz pobliskiego Łymanu w obwodzie donieckim. Rosyjskie wojska zostały odparte z tych terenów podczas kontrofensywy jesienią ubiegłego roku. Od kilku tygodni gromadzone są tam wojska agresora. Niezależny rosyjski portal Meduza przypomina słowa rzecznika ukraińskiego wywiadu wojskowego Andrija Czerniaka. W wywiadzie dla "Kyiv Post" informował on, że Władimir Putin nakazał swoim siłom zbrojnym zajęcie całego obwodu ługańskiego i donieckiego do marca. Rosjanie zaatakują, bo "kochają symbolikę"? W niedzielę minister obrony Ołeksij Reznikow podkreślał z kolei, że Kijów spodziewa się ofensywy Rosji w związku ze zbliżającą się rocznicą inwazji na Ukrainę. Dodawał, że Kreml "kocha symbolikę". W podobnym tonie do ministra wypowiadał się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. W niedzielnym przemówieniu wskazywał, że Rosjanie w lutym będą chcieli dokonać czegoś "symbolicznego". Ma to zrekompensować dotychczasowe porażki z pierwszego roku inwazji. - W obwodzie donieckim toczą się zacięte walki. Bez względu na to, jak jest ciężko i bez względu na presję, musimy sobie z tym poradzić - zapewnił prezydent.