- Na pewno skomplikowała się sytuacja w rejonie Chersonia. Tam rzeczywiście Ukraińcy podjęli działania, które naruszyły linię obrony rosyjskiej. Była informacja o zajęciu kilku miejscowości i odepchnięciu Rosjan - mówił w rozmowie z PAP Żochowski. Ekspert ocenia jednak, że ogłoszona, w tym w zachodnich mediach, "wielka kontrofensywa" jest najpewniej przesadą, a także wynikiem nadinterpretacji słów przedstawicieli ukraińskich władz. - Rzeczniczka struktur obronnych na południu użyła sformułowania w wypowiedzi dla telewizji, że "trwa natarcie na kilku odcinkach" i zaraz potem dowiedzieliśmy się - już z mediów - o wielkiej kontrofensywie - wyjaśnia Żochowski. - Oficjalne komunikaty w tej sprawie były bardzo zdawkowe, ale nie wykluczam, że Ukraińscy przystąpili do ograniczonych działań ofensywnych, chcąc sprawdzić efektywność rosyjskiej linii obrony - dodaje ekspert. Zmiana na froncie mało prawdopodobna Jak zaznacza analityk, duża kontrofensywa, która miałaby prowadzić do odzyskania znacznych części okupowanych terenów i doprowadziłaby do istotnej zmiany na froncie, jest mało prawdopodobna. - Trzeba to widzieć także w pewnym kontekście politycznym. Ukraińska aktywność militarna wzrosła w tym regionie, dlatego że Rosjanie, przynajmniej teoretycznie, deklarowali, że 11 września przeprowadzą referenda aneksyjne - przypomina ekspert. W jego opinii na południu kraju doszło do zintensyfikowania ataków o ograniczonym zasięgu i do nasilenia walk, "ale nie można z całą pewnością powiedzieć, jaki jest ich efekt". - Celem tej aktywności jest na pewno także wywołanie paniki wśród kolaborantów, władz okupacyjnych. Ukraińcy uszkadzają mosty w Chersoniu, które utrudniają przerzut ciężkich sił, atakują cele na zapleczu, co jest możliwe dzięki pozyskaniu artylerii rakietowej dalszego zasięgu, i o czym nie było mowy jeszcze kilka miesięcy temu. Dochodzi do aktów dywersji na Krymie. Giną kolaboranci - wylicza analityk. W mediach i sieciach społecznościowych pojawiły się informacje o ucieczkach przedstawicieli władz okupacyjnych, wywożeniu mienia. Dziennikarze śledczy ustalili np., że wypowiedź kolaborującego z Rosjanami "mera Chersonia" o rzekomej porażce sił ukraińskich była nagrana w hotelu w rosyjskim Woroneżu. - Na pewno działania militarne strony ukraińskiej mają w jakiś sposób oddziaływać psychologiczne na morale wojsk rosyjskich. Być może Ukraińcy liczą, że pod ich wpływem Rosjanie sami się wycofają, chcąc uniknąć strat - zaznacza ekspert. "Operacja psychologiczna" na południu - (Doradca prezydenta) Mychajło Podolak powiedział kiedyś wprost o ukraińskich działaniach na południu, że jest to operacja psychologiczna, która ma oddziaływać na wojska rosyjskie. A ich motywacja jest łatwa do osłabienia, bo tkwią w długotrwałym, krwawym konflikcie, wojnie bez sukcesu - ocenia Żochowski. Ukraińcy przy tym demonstrują, że mają "możliwość szkodzenia", także na zapleczu wroga. Po tym, jak w mediach pojawiły się informacje o ukraińskiej kontrofensywie, władze wojskowe w Kijowie zaapelowały, by nie komentować i nie spekulować na temat działań wojennych, zwłaszcza ukraińskich, nie mając informacji. - To też jest kwestia polityki informacyjnej, która - z jednej strony, na pewno celowo pozostawia niedopowiedzenia, z drugiej jednak - mogłaby być bardziej precyzyjna. Wobec zdawkowości oficjalnych komunikatów, ilość spekulacji oraz interpretacji tylko rośnie - dodaje. Wojna w mediach społecznościowych - Ta wojna toczy się w mediach społecznościowych, zresztą tak było od początku wojny w Donbasie, a to oznacza, że mamy bardzo dużo informacji, które trudno zweryfikować. Nie mamy jednak kamery monitoringu na linii frontu i możliwości podglądu, co się tam rzeczywiście dzieje - zaznacza Żochowski. Analityk zwraca uwagę, że "na froncie od wielu miesięcy nie ma jakiegokolwiek przełomu, który zmieniłby sytuację radykalnie dla którejś ze stron". - Z ostrożnością trzeba podchodzić do realizacji kontrofensywy na szeroką skalę ze względu na dysproporcje sił, ciągłe ukraińskie żądania nowych dostaw sprzętu. Kijów mówi wprost, że zmiana sytuacji na froncie jest od tego uzależniona. Należy też patrzeć na front szerzej. On ciągnie się na 1300 km. Skoncentrowanie sił na jednym odcinku może zachęcić Rosjan do uderzenia w innym miejscu - podkreśla Żochowski.