Morawiecki wystąpił w środę w PE w ramach debaty z unijnymi liderami o przyszłości wspólnoty, odpowiadał też na pytania europosłów. "Die Presse" wskazuje, że czas wystąpienia Morawieckiego w Strasburgu był dla niego mocno niekorzystny. "Gdy pozbawiona stanowiska prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf pojawiła się w swym dawnym miejscu pracy i ostrzegała przed zagrożeniami dla polskiej praworządności, on podchodził do mikrofonu w PE, by wskazać europejskie priorytety swojego kraju" - wskazuje austriacki dziennik. Jego zdaniem szef polskiego rządu postanowił zrealizować w swoim przemówieniu "podwójną strategię" - "z jednej strony próbował delikatną kwestię praworządności utopić w powodzi technokratycznych rozważań o digitalizacji, przemyśle 4.0 i elektromobilności, z drugiej przedstawiał Polskę jako awangardę suwerenności i godności państw narodowych w Europie". "Die Presse": Morawiecki nie wykonał zadania nałożonego przez PiS To, co wielu nazywa populizmem, polski premier ocenił jako "demokratyczne przebudzenie", prawdziwego populizmu upatrując za to "w rozważanej redukcji środków unijnych dla państw członkowskich nietrzymających się europejskich norm prawnych" - wskazuje "Die Presse". Gazeta ocenia, że Morawiecki, który "został wyniesiony na swoje stanowisko przez szefa PiS (...), by zażegnać spór między Warszawą i Brukselą, w Brukseli poległ przy realizacji tego zadania". Odnotowuje też "burzliwą debatę" po wystąpieniu polskiego premiera w PE. "Reakcje mieściły się gdzieś między nadzieją, że Warszawa nie spełni swej groźby i nie wyśle 40 proc. sędziów SN na przymusową emeryturę (wiceszef Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis), krytyką 'propagandy' w polskiej telewizji państwowej (szef frakcji EPL Manfred Weber) a zarzutem, że Polska wybiera eskapizm zamiast uczestniczyć w rozwijaniu Europy (szef frakcji liberałów Guy Verhofstadt)" - pisze "Die Presse". "Der Standard": "Irytujące" wypowiedzi Morawieckiego Do wystąpienia odniósł się w czwartek także komentator dziennika "Der Standard". Jako "irytujące" określa wypowiedzi Morawieckiego w PE o wynikających z tradycji różnicach między systemami prawnymi krajów oraz o "demokratycznym przebudzeniu" w Europie. "I to mówi narodowy konserwatysta, który w latach 80. jako nastolatek przystąpił do Solidarności oraz studiował historię i ekonomię. Tymczasem jego rząd przez instytucje UE i (prawie) wszystkie rządy państw UE podejrzewany jest o naruszanie Karty praw podstawowych UE i zasady praworządności - filarów Wspólnoty. W unijnym Trybunale Sprawiedliwości toczą się zaś postępowania w związku ze skargami na odwoływanie sędziów" - przypomina Thomas Mayer. Według niego "27 lat po upadku ZSRR i 14 lat po przystąpieniu Polski do UE hasło Morawieckiego, że 'Bruksela jest jak Moskwa', brzmi wręcz absurdalnie". "Taka jest jednak rzeczywistość w Polsce, gdzie panuje mieszanka autorytarnego myślenia politycznego i surowego katolicyzmu, chcąca zniszczyć tolerancyjną, 'inną Polskę'. U władzy są 'komunożercy', którzy nie weszli (jeszcze) w XXI wiek. UE będzie musiała wysilić się na coś więcej niż tylko skargi" - konkluduje komentator "Der Standard".