Biznesmen uznaje, że nie złamał prawa. - Nie czuję się winny, a szczęśliwy, że mogłem pomóc mojemu narodowi w najbliższych wyborach wybrać ludzi, którzy nie będą nas okradali - podkreślił na antenie TVP INFO. I dodał, że bardzo lubi salę sądową i "radzi sobie na niej".- To czy złamałem prawo, oceni prokuratura - powiedział Stonoga. Dodał, że na pewno nie będzie to prokuratura warszawska, bo ta - w opinii biznesmena - nie nadaje się do tego. - Upublicznienie materiałów wcześniej opublikowanych nie jest przestępstwem - podkreślił. Zaznaczył też, że natknął się na dokumenty, gdy "przeglądał internet" i szukał "rzeczy ciekawych". - Nie ja to publikowałem, tylko służby - powiedział Stonoga. Zobacz wideo: Śledztwo w sprawie wycieku akt z afery podsłuchowej już zapowiedziała Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Prok. Mazur potwierdziła, że ujawnione akta pochodzą ze śledztwa. Podkreśliła, że od lutego stronom postępowania, w tym obrońcom, udostępniano akta śledztwa. Śledczy z prokuratury dostali już także listę kilkunastu osób, które miały zgodę na kopiowanie dokumentów. Te osoby to podejrzani, ich adwokaci oraz pokrzywdzeni, a więc osoby podsłuchiwane i ich pełnomocnicy. Prokuratorzy nie ujawniają, ile osób i kto konkretnie miał zgodę na wgląd, a kto na zrobienie fotokopii. Jak przekonuje prokurator Renata Mazur, wyciek 13 z 20 tomów akt nie ma wielkiego wpływu już na śledztwo, bo w pewnym momencie i tak śledczy muszą pokazać stronom cały zebrany materiał dowodowy. To nie oznacza jednak zgody prokuratury na ich upublicznienie, bo za to grozi kara do 2 lat więzienia. Prokurator dodaje, że każda zgoda na kopiowanie akt była opatrzona właśnie takim ostrzeżeniem. Największy wyciek w historii Od wczoraj w sieci można znaleźć kolejne tomy akt z zeznaniami podejrzanych, a także protokoły zeznań osób, które były nielegalnie podsłuchiwane w warszawskich restauracjach. Oprócz tego, w tych materiałach są dowody w śledztwie - fotografie sprzętu podsłuchowego, odręczne zapiski kelnerów, którzy zakładali te podsłuchy. Z tych materiałów można się nie tylko dowiedzieć, co zeznawały poszczególne osoby, ale także można poznać szczegółowe dane osobowe przesłuchiwanych osób - są adresy, numery PESEL. To między innymi pełne dane szefów służb - między innymi szefa CBA Pawła Wojtunika - osoby podlegającej szczególnej ochronie. Sprawę skomentował w Kontrwywiadzie RMF FM szef kancelarii premiera Jacek Cichocki. To jest bardzo zła sytuacja. Same przecieki dewastują ład, który wszyscy powinniśmy chronić. To dewastowanie podstawowego systemu funkcjonowania instytucji - mówił. Czytaj też:Błaszczak apeluje do Sikorskiego ws. afery podsłuchowejWystąpienie prokuratora generalnego ws. wycieku akt