Jak się Pani żyje w Polsce? Anna: Polska to nasza ojczyzna, nasz dom. W Święto Niepodległości mój syn wywiesił flagę i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Można powiedzieć, że jesteśmy patriotami i na pewno w Polsce nie każdy ma w sobie tyle polskości, ile my mieliśmy na Białorusi. Dla nas Polska zawsze była krajem matką - ojczyzną, do której szliśmy po schodkach. Skąd wzięła się u Pani taka miłość do ojczyzny? Kto Panią tego nauczył? A: Moja babcia, która pochodziła z Polski, nauczyła mnie mówić tylko po polsku. Już jako 3-latka dobrze się nim posługiwałam. Teraz może tego nie słychać, jak dobrze mówię po polsku, ponieważ nie udało mi się do końca zatrzeć akcentu, a do tego doszedł problem ze strunami głosowymi. Jak mama z tatą pracowali w fabryce przy wyrobie drutu, to musiałam pójść do przedszkola. Nie chcieli mnie jednak do niego przyjąć, dopóki nie będę umiała rosyjskiego. Wtedy, jako 4-latka, rozpoczęłam naukę słówek rosyjskich. W domu rozmawialiśmy po polsku. Później mój język był przeplatanką słówek polskich i rosyjskich, ale do przedszkola mnie w końcu wzięli. A jak później wyglądała Pani nauka polskiego? A: Oczywiście nie było ogólnej zgody na naukę polskiego, ale w domu zawsze rozmawialiśmy po polsku. W szkołach go nie było. Nasz prezydent zawsze mówił, że u nas jest państwo białoruskie i kto chce, może jechać do Polski. Na szczęście mieliśmy jeszcze Dom Polski i w tym domu później uczyłam swoje dzieci i inną młodzież polskiej kultury i ta polska mowa dzięki temu cały czas w nas była. Wspomniała Pani wcześniej, że jesteście patriotami. Jak to się objawia w praktyce? Gienek: Opowiem to Pani przez pewną sytuację. Jeszcze jak byliśmy na Białorusi to nasz syn Władek bardzo dobrze strzelał. Dostrzegli go tam inni, dostał zaproszenie do służby w szkole oficerskiej. Władek wtedy odmówił, powiedział, że Polak nie będzie służył Białorusi. Ogarnęła mnie wtedy prawdziwa duma i poczułem, że to jest prawdziwy patriotyzm. Możemy się go uczyć od 10-latka. A jak zareagował na to wojskowy? G: Po jego reakcji można było zobaczyć, że bardzo go to zaskoczyło. Myślę, że syn mu zaimponował. A jakbyście mieli podać jeden powód, dla którego przeprowadziliście się do Polski? A: Czułam, że tutaj jest mój dom i moja ojczyzna. Moja i całej rodziny. Starsza córka przeprowadziła się tutaj jako dziecko, miała 16 lat. Jak pracowałam w Domu Polskim, często odwiedzali nas goście z Polski. Kiedyś przyjechał też ksiądz, który zaprosił dzieci z Grodna do przyjazdu i wśród nich była moja córka ze Szczuczyna. Po przyjeździe uczyła się w liceum. Po kilku miesiącach zaprosiła mnie do siebie. Mama jej przyjaciółki była lekarzem i szukała opiekunki do dziecka, które wtedy leczyła. Dzięki niej dowiedziałam się o możliwości pracy i wtedy przyjechałam. Rzuciłam wszystko, męża i dzieci. Kiedy przepracowałam tam kilka miesięcy, sprowadziłam wszystkich. Nie żałuje Pani tej przeprowadzki? A: Oczywiście, że nie. Tylko tej choroby, że mnie spotkała... Bo muszę powiedzieć, że byłam dobrym nauczycielem, dzieci mnie kochały i bardzo chciałabym tam wrócić. A z czego w swoim życiu są Państwo najbardziej dumni? A: Najbardziej z tego, że na granicy możemy pokazać polski paszport. Zawsze byłam zazdrosna, jak ktoś miał ten paszport, chociaż nawet gorzej od nas mówił po polsku. Teraz jesteśmy dumni, że my też jesteśmy częścią Polski. G: Ludzie, którzy od urodzenia mieszkają w Polsce, nawet nie zauważają takich ważnych momentów w historii jak Święto Niepodległości, nie troszczą się o flagi. A my naprawdę jesteśmy dumni z tego, że jesteśmy Polakami. Co Państwu pomaga na co dzień w trudnych chwilach? A: Wiara w Boga. Uważam, że nie znamy dnia ani godziny, jak Bóg zapuka do drzwi. Uczy tak nasza ewangelia. Ja mu jednak ufam i wiem, że wszystko, co postanowi, będzie słuszne. G: Bóg i ludzie. Taka zwykła ludzka życzliwość, nawet jak ktoś przyjdzie i zapyta: co słychać? Czy to w kolejce w sklepie, czy na przystanku. Daje to poczucie, że nie jesteśmy sami. Co się Państwu najbardziej podoba w Polsce, a co chcielibyście zmienić? G: Podoba nam się wszystko, to jest nasza ojczyzna. A co się nie podoba? To jest trudne pytanie, bo to co najmniej tak, jakby zapytała mnie Pani co mi się w mojej mamie czy żonie nie podoba. I co mam powiedzieć? Po prostu ją kocham. A: Podoba nam się przyroda, jest taka jak na Białorusi. Z tym, że Polskę kochamy jak matkę. Pomimo tego, że urodziliśmy się na Białorusi, zawsze dla nas święta była Polska. A co jest dla nas najważniejsze? Dzieci, rodzina, Ojczyzna. Wszystko inne można kupić - ubranie, jedzenie, książki. A te wartości zostają w człowieku, zawsze niezmienne. W tym roku to już będzie Państwa drugi raz w SZLACHETNEJ PACZCE. Czy od ostatniego razu coś się zmieniło? G: Poznaliśmy wielu nowych, wspaniałych ludzi, przyjaciół. Zobaczyliśmy, że interesuje Was nasza sytuacja i byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Nawet to pytanie, które teraz pani zadaje jest dla nas ważne, pokazuje, że nadal się o nas troszczycie. Rzeczy materialne nie są dla nas najważniejsze. A: Na Białorusi zostawiłam swoją najlepszą przyjaciółkę, ale dzięki nowym osobom, które tutaj poznałam, już tak bardzo za nią nie tęsknię. Bardzo się z tego cieszę. Wolontariusze pytali nas, co chcemy dostać, z czego się najbardziej ucieszymy - nie można powiedzieć, że radość da nam książka czy kubek. Dla nas każda rzecz jest darem serca, ale największym prezentem - spotkanie. * Takich rodzin jest więcej! Odwiedziliśmy domy potrzebujących. Nie wystarczy nam, że ktoś mówi, że jest biedny. Osobiste spotkanie jest szansą na wzajemne zrozumienie. Osoby, do których trafiają wolontariusze mówią często: nie musicie już przynosić paczek. Wystarczy, że ktoś mnie odnalazł i chciał wysłuchać. Od 16 listopada na stronie www.szlachetnapaczka.pl możesz wybrać rodzinę i przygotować mądrą pomoc dla jednej z nich!