Od zakończenia zimnej wojny NATO zdecydowanie zredukowało ilość i rodzaj broni jądrowej w Europie, a także jej wpływ na strategię Sojuszu. Po upadku Związku Radzieckiego ryzyko konfliktu atomowego między głównymi mocarstwami znacząco spadło, ale w ostatnich latach Kreml coraz częściej zaczął przypominać, że ma pokaźny arsenał jądrowy i nie zawaha się go użyć, nie tylko w tradycyjnym celu odstraszania przeciwnika. Taką właśnie - polityczną - funkcję broń jądrowa spełnia w NATO. "Fundamentalnym zadaniem sił nuklearnych Sojuszu jest odstraszanie. NATO koncentruje swoje wysiłki na utrzymaniu efektywnego poziomu odstraszania. Polityczna kontrola nad arsenałem jądrowym zostanie zachowana w każdych okolicznościach" - czytamy w dokumentach paktu. Agresja Rosji na Ukrainę i atomowe pomruki Kremla zrodziły pytanie o bezpieczeństwo Europy i powrót do zimnowojennej retoryki nuklearnej. O ekspansywnej polityce Władimira Putina i możliwej reakcji Sojuszu podczas szczytu NATO w Warszawie (8-9.07.) rozmawiamy z Jackiem Durkalcem, analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Dariusz Jaroń, Interia: Czy zagrożenie nuklearne ze strony Rosji jest dziś większe niż w ostatnich latach? Jacek Durkalec, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: Rosja od końca lat 90. kładła bardzo duży nacisk na kwestie jądrowe, co było widoczne chociażby w ćwiczeniach Zapad 1999 czy Zapad 2009, gdzie był symulowany atak nuklearny na Polskę. Pojawiały się również doniesienia, że Rosja rozwija głowice nuklearne o niewielkiej sile wybuchu, co wywołało pytania, czy nie traktuje broni jądrowej jako bardziej realnego środka walki. Także naciski Rosji na siły nuklearne, jakie obecnie obserwujemy, nie są niczym nowym, ale rzeczywiście w ostatnich kilku latach jesteśmy świadkami nowego nuklearnego krajobrazu w Europie. Czym się ten nowy krajobraz charakteryzuje? - W ostatnich dwóch latach w sposób znaczący wzrosły obawy o rzeczywistą rolę, jaką odgrywa rosyjska broń jądrowa. Rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie towarzyszyło bezprecedensowe nasilenie się sygnałów nuklearnych wysyłanych przez Moskwę w kierunku NATO. Intensyfikacji uległa rosyjska retoryka, podkreślająca rolę sił jądrowych, a także prowokacyjne loty rosyjskich bombowców strategicznych blisko przestrzeni powietrznej państw NATO, łącznie z symulowanymi atakami nuklearnymi przeciwko Stanom Zjednoczonym. Wzrosła również liczba i skala ćwiczeń z użyciem środków przenoszenia broni strategicznej i niestrategicznej. Co Rosja chcę w ten sposób przekazać ewentualnym przeciwnikom? - Podczas agresji na Ukrainę, Rosja chciała wskazać państwom NATO, że próba bezpośredniego zaangażowania się w konflikt może mieć dla nich niewyobrażalne skutki, łącznie z ryzykiem użycia broni jądrowej. Można stwierdzić, że groźby nuklearne stanowiły wraz z groźbą interwencji konwencjonalnej zaplecze dla agresywnych działań "zielonych ludzików" na Ukrainie. - Z rosyjskich działań z ostatnich lat można wyciągnąć szereg niepokojących wniosków na przyszłość. Rosja wskazała, że byłaby skłonna wykorzystywać broń jądrową nie tylko dla tradycyjnego celu jakim jest odstraszanie, które służy utrzymaniu status quo, ale także jako środek wspomagający agresywne działania, w tym zmianę granic. Jest to zasadnicza różnica między polityką Rosji a polityką NATO. Rosyjskie machanie nuklearną szabelką dowodzi, że siły nuklearne są dziś integralnym elementem podejścia Rosji do konfliktu oraz wywierania psychologicznego nacisku. Zdolność Rosji do przeprowadzania różnego typu operacji nuklearnych też wzrasta, co jest widoczne we wspomnianych ćwiczeniach czy lotach bombowców. Rosja może grozić bronią jądrową, ale czy byłaby skłonna jej użyć? - Wiadomo, że osobą decydującą jest prezydent Władimir Putin, i tylko on zna odpowiedź na to pytanie. Są różne opinie co do tego, na ile Rosja zmniejszyła próg użycia broni jądrowej, a na ile jedynie dąży do wytworzenia takiego wrażenia. W sposób zauważalny nasiliły się obawy związane z domniemaną rosyjską strategią deeskalacji, sprowadzającą się do spotęgowania gróźb lub ograniczonego użycia broni jądrowej w celu zakończenia konfliktu na warunkach korzystnych dla Rosji. Najczęściej pojawiający się scenariusz w kontekście NATO był taki, że Rosja dokonuje konwencjonalnej agresji np. na Łotwę czy Estonię, szybko opanowuje część terytorium i grozi użyciem broni jądrowej. Sojusz odpowiada metodami konwencjonalnymi, odzyskuję inicjatywę, a wtedy Rosja decyduje się na uderzenie jądrowe... Brzmi jak III wojna światowa... - Ale takie obawy są. Również publikacje rosyjskich wojskowych, chociaż niekoniecznie odzwierciedlają oficjalne stanowisko armii, wskazują na integralny sposób myślenia o broni jądrowej jak o stałym elemencie każdego konfliktu, służącą politycznym naciskom, ale też gotową do wykorzystania do zakończenia działań zbrojnych. Stanowi to ryzyko, z którym należy się liczyć. Jak NATO reaguje na to zagrożenie? - Wewnątrz NATO broń jądrowa przez ostatnie lata była jedną z najbardziej kontrowersyjnych i drażliwych kwestii. Przed rosyjską agresją na Ukrainę, NATO skupiało się przede wszystkim na tym, jak zredukować ilość amerykańskiej strategicznej broni jądrowej w Europie i zmniejszyć jej rolę w europejskim środowisku bezpieczeństwa. Nie obawiano się Rosji? - De facto od zakończenia zimnej wojny NATO nie myślało o Rosji w kategorii realnego zagrożenia nuklearnego. Mimo tych wszystkich ćwiczeń i gróźb zagrożenie było w dużym stopniu ignorowane przez Sojusz. Rosja to robi, tłumaczono, bo czuje się słaba konwencjonalnie, a realnie nie grozi nam żaden konflikt. Dopiero w ostatnich latach nastąpiła zmiana podejścia. Świadczy o tym choćby to, że od 2015 roku odbyły się trzy spotkania Grupy Planowania Jądrowego na szczeblu ministrów obrony, widać że Sojusz ożywił się pod tym względem. Zmiana podejścia NATO jest niezbędna, ponieważ pojawiły się wątpliwości, czy Rosja postrzega odstraszanie nuklearne Sojuszu za wiarygodne. Błędna kalkulacja, w przypadku czarnego scenariusza i konfrontacji Rosji z NATO, może doprowadzić do nuklearnej eskalacji. NATO spóźniło się z reakcją? - Sojusz bacznie przyglądał się działaniom Rosji. Natomiast publicznie zaczął mówić o jej działaniach dosyć późno, bo dopiero wiosną 2015 roku, czyli rok po aneksji Krymu. Plusem jest to, że w ogóle NATO zaczęło o tym głośno mówić. W styczniu tego roku w raporcie sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga po raz pierwszy oficjalnie przyznano, że Rosja podczas ćwiczeń Zapad symulowała użycie broni jądrowej przeciwko państwom NATO. W 2013 roku symulowała też atak nuklearny na Szwecję. Wspomniał pan, że broń nuklearna to drażliwy temat wśród państw NATO. Czego zatem możemy się spodziewać w tej kwestii w Warszawie? - NATO powinno dać podczas szczytu mocniejszy sygnał znaczenia odstraszania nuklearnego, żeby zmniejszyć ryzyko błędnej interpretacji strony rosyjskiej, że nie jest gotowe do przeciwstawienia się nuklearnym groźbom. Punktem wyjścia może być wypowiedź Jensa Stoltenberga na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa z lutego tego roku. Mówił, że nikt nie powinien sądzić, że może zakończyć konwencjonalne walki za pomocą sił nuklearnych, bo to dramatycznie zmieni naturę konfliktu. - Powinniśmy się zatem spodziewać zmiany retoryki, podkreślania roli odstraszania nuklearnego. Przy czym to na pewno będzie zrównoważone z tym, że celem NATO pozostaje kreowanie warunków dla realizacji wizji świata bez broni jądrowej. Z punktu widzenia Sojuszu ważne jest podkreślenie radykalnych różnic w podejściu do broni jądrowej, wskazanie kontrastów z nieodpowiedzialnym podejściem Rosji. Narracja może ulec zmianie, ale nie spodziewam się radykalnych zmian jeżeli chodzi o siły nuklearne NATO. Uściślijmy, czym dokładnie są siły nuklearne Sojuszu? - Sojusz nie posiada własnych sił nuklearnych, tylko państwa jądrowe, które są członkami NATO. Najwyższą gwarancją bezpieczeństwa Sojuszu są strategiczne siły nuklearne Stanów Zjednoczonych. Oprócz tego wkład dla sojuszniczego odstraszania stanowią strategiczne siły jądrowe Wielkiej Brytanii i Francji, choć Francja zastrzega pełną niezależność swych sił i jako jedyne państwo NATO nie jest członkiem grupy planowania nuklearnego, tj. głównego ciała konsultacyjnego NATO w kwestii broni jądrowej. Ponadto w skład sił nuklearnych Sojuszu wchodzi niestrategiczna broń jądrowa, czyli amerykańskie bomby B-61, rozmieszczone w państwach NATO. Znajdują się one pod ścisłą kontrolą USA. W wypadku wojny mogą być one przenoszone przez specjalnie przystosowane samoloty niektórych państw Sojuszu. Wystarczający arsenał do skutecznego odstraszania? - Tak. Sojusz posiada szeroką gamę opcji do przeprowadzenia ataku nuklearnego. Nie brakuje jednak głosów, że NATO powinno zainwestować w nowe systemy nuklearne, takie jak rakiety manewrujące przenoszone przez samoloty. Niektórzy eksperci wyrażają takie przekonanie, porównując zakres środków, jakimi dysponuje Rosja. NATO powinno wysłuchać ich głosów? - Nie spodziewam się radykalnej zmiany polityki Sojuszu w zakresie strategii nuklearnej, bo zmiana taka nie jest potrzebna. Należy pamiętać, że każde użycie broni jądrowej będzie miało charakter strategiczny, zmieniając naturę konfliktu. Aby skutecznie odstraszać nie jest potrzebne posiadanie takich samych środków jak potencjalny przeciwnik. Wystarczy, aby obecnie posiadane środki były przystosowane do nowych wymagań operacyjnych i zdolne do przeprowadzenia skutecznego uderzenia. Na zachowanie wiarygodności arsenału broni niestrategicznej w przyszłości pozwoli modernizacja amerykańskich bomb B-61 oraz samolotów do ich przenoszenia, które posiadają niektóre państwa europejskie. Istotne jest także większe wsparcie państw nienuklearnych dla misji jądrowych. Przykładem jest w tej kwestii Polska, która w 2014 roku uczestniczyła w ćwiczeniach NATO, a celem naszych F-16 było właśnie udzielanie wsparcia misji jądrowej. Niestrategiczna broń ma duże znaczenie polityczne i pokazuje, że w przypadku konfliktu o wymiarze nuklearnym, szeroka liczba państw NATO będzie w jakiś sposób zaangażowana w misję nuklearną, dzieląc związane z tym ryzyko i odpowiedzialność. Podsumujmy: NATO będzie się starało nie zaogniać konfliktu, wysyłając przy tym stanowczy sygnał, że czuwa nad bezpieczeństwem swoich sojuszników. - Tak, a przekładając to na strategię nuklearną można spodziewać się zmiany narracji i decyzji, które pozwolą na utrzymanie i wzmocnienie efektywności posiadanych przez Sojusz sił nuklearnych. Nie nastąpią natomiast radykalne zmiany sił nuklearnych, które posiada NATO. Adaptacja Sojuszu do nowych warunków wymaga rozsądku, ostrożności, a nawet niejawności. Ewentualne spory o rolę odstraszania jądrowego mogą wyłącznie ten sygnał osłabić i wskazać na brak spójności NATO. Z perspektywy Sojuszu, istotny jest również przekaz, że jest "odpowiedzialny" w kwestiach nuklearnych, a igranie przez Rosję nuklearnym ogniem przyniesie jej znacznie więcej szkód niż korzyści. Rozmawiał: <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/dariusz-jaron" target="_blank">Dariusz Jaroń</a>