Na trawiącym w Katowicach szczycie klimatycznym ONZ ma zostać przyjęta "mapa drogowa" realizacji Porozumienia paryskiego, czyli pierwszej w pełni globalnej umowy na rzecz klimatu. Będzie to tzw. rulebook, kilkuset stronicowy dokument, który wskazywać ma, m.in. jak państwa finansować będą działania na rzecz klimatu, jak będą się rozliczać ze swoich zobowiązań. Trzy lata temu, w stolicy Francji państwa zobowiązały się, że podejmą działania na rzecz zatrzymania globalnego ocieplenia na poziomie dwóch stopni Celsjusza - a w razie możliwości jedynie 1,5 stopnia Celsjusza - powyżej średniej temperatur sprzed rewolucji przemysłowej. Porozumienie nie mówi o redukcji emisji CO2 jako jedynym sposobie przeciwdziałania zmianom klimatu. Wskazuje również na pochłanianie dwutlenku węgla i wykorzystaniu go np. do poprawy jakości gleb, lasów. Według eksperta Koalicji Klimatycznej porażką Katowic będzie wypracowanie słabego, mało ambitnego ruelebooka, który nie będzie uwzględniać ostatniego raportu IPCC. W opublikowanym w październiku raporcie IPCC jednoznacznie potwierdzono negatywne skutki zmian klimatu dowodząc, że ograniczenie wzrostu temperatury do 1,5 stopnia w porównaniu z epoką przedindustrialną jest jeszcze możliwe i daje szansę na uniknięcie tragicznych konsekwencji zmian klimatu. Ostatni próg bezpieczeństwa Zgodnie z główną konkluzją raportu wzrost średniej globalnej temperatury o 1,5 stopnia do końca wieku będzie miał znacznie poważniejsze skutki, niż wcześniej sądzono. Taką wielkość należy więc traktować jako ostatni próg bezpieczeństwa, poza którym zmiany klimatyczne mogą stać się nieodwracalne. Wcześniej m.in. w globalnym Porozumieniu klimatycznym z Paryża z 2015 r. wskazywano jako granicę bezpieczeństwa 2 stopnie Celsjusza. We wtorek szef IPCC Hoesung Lee wskazywał, że osiągnięcie celu 1,5 stopnia "wymaga pilnych i dalekosiężnych działań": aby nie przekroczyć tego progu do 2030 r. antropogeniczna (spowodowana działalnością człowieka) emisja CO2 musiałaby spaść o ok. 45 proc. w porównaniu z 2010 r., osiągając około 2050 r. Karaczun podkreślił, że raport IPCC jasno wskazuje, że mamy 10-12 lat na to, by głęboko zredukować emisje CO2. "Konieczne jest uwzględnienie raportu IPCC w konkluzjach z Katowic, bo to jest podstawa to tego żeby wywiązać się z Paryża. Powinna pojawić się dodatkowa deklaracja" - powiedział profesor. Karaczun dodał, że Polska na COP przygotowała trzy deklaracje dotyczące: lasów, elektromobilności i sprawiedliwej transformacji. "Żadna w zasadzie nie dotyka tego najważniejszego punktu, czyli tego, że dzisiejsze zobowiązania są za słabe. Potrzebujemy dodatkowych zobowiązań, żeby osiągnąć cele z Paryża" - zaznaczył. Organizacje ekologiczne na wtorkowej konferencji prasowej chwaliły prezydenta COP24 Michała Kurtykę i jego sposób w jaki prowadzi negocjacje z innymi krajami. Krytykowały jednak polskie władze, które w Katowicach często odnosiły się do węgla i jego szczególnej roli w naszym miksie energetycznym. Według dyrektora Climate Action Network Europe Wendela Trio, że ewentualną porażkę COP24 w Katowicach odpowiadać będzie polski rząd a nie Kurtyka. We wtorek o zwiększenie ambicji klimatycznych apelowały mały państwa wyspiarskie, które bezpośrednio dotykane są negatywnymi zmianami klimatu. Przedstawiciel Vanuatu - państwa w Oceanii, które doświadcza negatywnych skutków zmian klimatu m.in. w postaci cyklonów - mówił, że jeden z nich przed kilkoma laty w kilka godzin spowodował straty równe 60 proc. wartości PKB tego kraju. Vanuatu samo działa na rzecz globalnego ocieplenia - do 2030 r. 100 proc. energii tego kraju ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Do tego samego Vanuatu wezwało inne państwa. Zdecydowanie ostrożniej wypowiadała się z kolei przedstawicielka Egiptu, która reprezentowała Grupę 77 plus Chiny. Apelowała ona m.in., by spełnić najpierw zobowiązania do których zobowiązaliśmy się w Paryżu. "Jesteśmy przekonani, że Porozumie paryskie jest szerokie, pełne i obowiązujące" - mówiła.