Przyjeżdżając do Machaczkały czuję się bezpiecznie. Wiem, że trwający od lat konflikt mnie nie dotyczy, że nie jestem dla nikogo celem. Dagestańska rzeczywistość jest jednak o wiele trudniejsza dla mieszkańców kaukaskiej republiki. Ofiarą konfliktu może zostać zarówno prosty góral, jak i przedstawiciel lokalnej inteligencji. Niektórzy o otaczającej ich niesprawiedliwości nie mogą również milczeć. Za rzetelne opisywanie rzeczywistości dagestańscy dziennikarze płacą często najwyższą cenę. Machaczkała Hadżimurada Kamalowa dopadli w biały dzień pod redakcją założonej przez niego gazety. Kiedy zamaskowany człowiek opróżniał pierwszy magazynek, ranny Hadżimurad schował się za samochodem i liczył kule. Doliczywszy się ostatniej ruszył na oprawcę z gołymi rękami. Niestety przeliczył się, bo uzbrojony mężczyzna zdążył już przeładować swoją broń... Opisane zdarzenie miało miejsce 15 grudnia 2011 roku. Po śmierci dziennikarza pojawiło się mnóstwo sprzecznych spekulacji na temat tego, kto mógł zlecić jego zabójstwo. Zdaniem wielu za publiczną egzekucją mógł stać mer dagestańskiej Machaczkały Said Amirow, którego machinacje miał podobno ujawnić Kamalow. Inni wskazywali na licznych decydentów, lokalnych watażków: o ich przekrętach w założonym przez Kamalowa "Czernowiku" pisano często. Ostatecznie niepokorny dziennikarz mógł być kolejną ofiarą trwającego na Północnym Kaukazie konfliktu, ale w takim razie kto go zabił? Struktury siłowe, których naruszenia (łamanie praw człowieka, dorabianie się na wojnie, zabójstwa) opisywał? A może salafici, którym również nie szczędził krytyki? Po ponad dwóch latach od tego wydarzenia nadal nie znamy odpowiedzi na większość cisnących się na usta pytań. Hadżimurad Kamalow zginął w dzień pamięci o zamordowanych dziennikarzach. W najniebezpieczniejszej sytuacji są ci, którzy tak jak on chcą oddać sprawiedliwość w tym, co piszą. Ci, którzy potrafią unieść się ponad podziały i krytykować zarówno fanatyzm jednej strony, jak i bezmyślną brutalność drugiej. Gimry Gimry to naturalna twierdza. Auł leży w otoczonej ze wszystkich stron górami kotlinie. Nieopodal przepływa drążąca dagestańskie góry rzeka Kajsu. To tutaj urodził się Imam Szamil, przywódca powstania kaukaskich górali w latach 1834-1859, i tutaj również został przez Rosjan pokonany. Dla mieszkańców Północnego Kaukazu Szamil jest symbolem męstwa, odwagi i waleczności. Dla walczących z rosyjskim panowaniem salafitów jest przykładem niebaczącego na przewagę wroga oporu. Szamil związany był jednak z sufickim bractwem nakszbandija, a nie z obcym dagestańskiej kulturze wahhabizmem (w Rosji do określania walczących na Północnym Kaukazie bojowników przyjęto używać bardziej ogólnego terminu "salafizm"). 11 kwietnia w Gimrach znowu zawrzało. Struktury siłowe przeszły do aktywnej fazy KTO (kontrterroristiczieskaja opieracija), czyli mówiąc prostym językiem: zaatakowały. Chociaż zakończenie operacji ogłoszono już następnego dnia, lokalni mieszkańcy donoszą, że "oczyszczanie" miejscowości z bojowników jeszcze się nie skończyło. 300 mieszkańców Gimrów podpisało się pod listem do dagestańskiego oddziału stowarzyszenia Memoriał. Informują oni o licznych naruszeniach praw człowieka, do których doszło w czasie operacji. Operacja zaczęła się o 8 rano i była zaskoczeniem zarówno dla mieszkańców, jak i dla nieprzygotowanej do nowej sytuacji administracji aułu. Część mieszkańców zaczęła w panice przygotowywać się do opuszczenia wsi, zanotowano również kilka spowodowanych silnym stresem zawałów serca i jeden wylew krwi do mózgu. O godzinie 16 miejscowy mułła wezwał wszystkich na centralny plac, skąd posiadający samochody mieszkańcy odwozili dzieci i starców. Ludzi chorych z domów wynoszono na krzesłach i prześcieradłach, na czym się dało. Wyjeżdżające z miejscowości pojazdy trafiały pod grad kul. Wielu mieszkańców postanowiło uciec na piechotę, niektórzy spośród nich poprzez tunel łączący auł z drogą na Bujnack i Machaczkałę. Oficjalną ewakuację wojsko rozpoczęło dopiero nad ranem 12 kwietnia. Pozostałym na miejscu kobietom pozwolono spakować swoje rzeczy i dokumenty, po czym odprawiono je ze wsi, następnie przeprowadzono przeszukanie wszystkich domów w miejscowości. W swoim liście do fundacji Memoriał mieszkańcy donoszą o "przewracaniu wszystkiego do góry nogami, wyłamywaniu drzwi, niszczeniu sprzętu technicznego". Ludzie w mundurach zabijali zwierzęta domowe oraz niszczyli drzewa owocowe. Uchodźcom z Gimrów nie dostarczono przedmiotów pierwszej potrzeby, odzieży, produktów spożywczych. Magomied Baaczilow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Republiki Dagestanu, zapytany przez dziennikarzy "Kawkazskogo Uzla" o naruszenia przy operacji, odpowiedział, że "jeśli obywatele mają jakieś pretensje pod adresem struktur siłowych, to mogą o nich poinformować organy służb spraw wewnętrznych". Anonimowa prawda Operacja w Gimrach to tylko jedna z setek odsłon niekończącego się, a ostatnimi czasy nawet wzmożonego konfliktu. Tylko w marcu jego ofiarą padły na Północnym Kaukazie 72 osoby. Choć najwyraźniejszy, nie jest on jednak jedynym problemem w regionie. Ludzie zmęczeni są życiem w warunkach gnijącego, skorumpowanego systemu. "Kiedy w 2002 roku na ulicach zaczęły się zabójstwa milicjantów, ludzie nawet się cieszyli, że nareszcie ktoś potrafi ukrócić ich samowolę" - usłyszałem kiedyś od swojego dagestańskiego przyjaciela. Rządzący lubią tę sytuację wykorzystywać. Podobnie resorty siłowe, których wielu przedstawicieli zrobiło niezłą karierę i zebrało niemałe majątki. Oskarżanie krytyków władzy o terroryzm i próba wmówienia światu, że sytuacja jest czarno-biała, to na Kaukazie codzienność. Codzienność, która czyni z rzetelnego dziennikarstwa w tym regionie prawdziwe wyzwanie. Problemy mieszkańców położonego w górach aułu opisane zostały w serwisie "Kawkazskij Uzieł", pod dobrze napisanym i rzetelnym tekstem nie podpisał się jednak jego autor, a jako źródło informacji podano: "Korriespondient »Kawkazskogo Uzła«". Na Północnym Kaukazie, a w szczególności w Dagestanie, w dalszym ciągu działa wiele interesujących gazet i serwisów. Pluralizm mediów i swoboda dyskusji wydają się być większe niż chociażby w europejskiej części Rosji. Wymaga to nie lada odwagi, co wspaniale świadczy o dumnych dagestańskich narodach, wśród których dorastają ludzie, którzy nie dają sobie zamknąć ust nawet w takiej sytuacji. Pozostaje żyć z nadzieją, że czasy się kiedyś zmienią na lepsze. Na przykład na takie, kiedy dziennikarz piszący prawdę, będzie mógł bez obaw podpisywać się pod swoimi tekstami. Tomasz Zawisko jest stałym współpracownikiem tygodnika "Kultura Liberalna"