"Polska jest państwem bezpiecznym. Nie ma podstaw, by wprowadzać podwyższony stopień bezpieczeństwa" - zapewnia premier Beata Szydło. "Nie mamy zagrożenia terrorystycznego, chociaż oczywiście mamy świadomość pełną tego, co dzieje się na zachodzie Europy" dodaje szef MSWiA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-mariusz-blaszczak,gsbi,1239" title="Mariusz Błaszczak" target="_blank">Mariusz Błaszczak</a>. Deklaracje polskich władz potwierdza grafika przygotowana przez francuską agencję AFP (poniżej). Wynika z niej, że Polska jest dziś jednym z najbezpieczniejszych krajów w tej części świata. Czy rzeczywiście tak jest? Czy nie grożą nam ataki terrorystyczne podobne do tych w Paryżu i Brukseli? Bardzo niski poziom zagrożenia - Zgadzam się z oceną polityków, poziom zagrożenia dla Rzeczpospolitej jest na tle świata i Unii Europejskiej bardzo niski - ocenia w rozmowie z Interią dr hab. Robert Borkowski, profesor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. - Pomimo uczestnictwa w misjach wojskowych w Iraku i Afganistanie, Polska nie jest, jak na razie, atrakcyjnym celem dla terrorystów. I to z kilku powodów - podkreśla ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego. Jakie to powody? - Nie jesteśmy na tyle ważnym graczem na arenie międzynarodowej. To, co dzieje się w Berlinie, Londynie czy Brukseli jest dużo ważniejsze od wydarzeń w stolicach krajów Europy Środkowej. Nie ma u nas także diaspory muzułmańskiej. Nie ma takiej mniejszości jak we Francji, Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Nie ma przesłanek, pozwalających wskazać na zwiększenie zagrożenia - wyjaśnia dr hab. Robert Borkowski. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę Nasz rozmówca przypomina, że poziom zagrożenia terrorystycznego na terytorium Unii Europejskiej wzrósł znacznie wcześniej, zanim doszło do ataków w Paryżu i Brukseli. - Kraje europejskie przyłączyły się do operacji w Libii, mającej na celu usunięcie pułkownika Kadafiego, wzięły udział w operacji w Iraku i poparły, wraz ze Stanami Zjednoczonymi, działania niektórych ugrupowań islamistycznych walczących z prezydentem Asadem w Syrii. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę - zaznacza specjalista ds. bezpieczeństwa. - Efektem destabilizacji Bliskiego Wschodu jest rozwój terroryzmu i partyzantki islamskiej, doświadczyliśmy tego w Iraku i Afganistanie. Kwestią czasu było zatem, kiedy poszczególne kraje Unii Europejskiej zostaną zaatakowane na swoim terytorium - dodaje. Nie zaatakują papieża Franciszka? W lipcu Polska będzie gospodarzem szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży. Czy dwa wielkie wydarzenia przyciągną uwagę terrorystów? - Jak spojrzymy na historię spotkań G-8 czy NATO, widzimy, że są to mityngi o bardzo wysokim reżimie zabezpieczeń. Do incydentów, poza bitwami ulicznymi, nie dochodziło. To samo dotyczy pielgrzymek papieskich i spotkań chrześcijan. Pamiętamy zamach na Jana Pawła II z 1981 roku, ale tam trop był inny. Islamscy, w zasadzie głównie sunniccy, terroryści mordowali chrześcijan w Syrii i Iraku, ale nie zaatakowali dotąd Watykanu, kościołów, hierarchów - zwraca uwagę dr hab. Robert Borkowski. Czy to się może zmienić? - Takie pytanie trzeba stawiać. Być może Państwo Islamskie stworzy nową strategię walki, ale na razie uderzenia w Belgię i Francję miały zupełnie inny wymiar. W Brukseli chodziło o zaatakowanie Unii Europejskiej i NATO. Paryż był najpewniej karą za przyłączenie się Francji do uderzenia w Libię i zaangażowanie w sprawy Syrii - kwituje nasz rozmówca. *** Według ostatnich oficjalnych informacji we wtorkowych zamachach zginęło 31 osób, a ponad 200 zostało rannych. Liczba ofiar śmiertelnych może wzrosnąć.