"Poproszono nas o przeprowadzenie konsultacji i sprawdzenie, co wiemy ws. potwornego ataku, który miał miejsce w zeszłym tygodniu" - powiedział John Kerry, wygłaszając oświadczenie ws. sytuacji w Syrii. "Jestem zdania, że tę sprawę (interwencję w Syrii - red.) należy otwarcie omawiać z Amerykanami" - mówił. Nie było widać ani jednej kropli krwi na ciałach zmarłych "Wiemy, że reżim Asada posiada największą zbrojownię na Bliskim Wschodzie. Wiemy, że reżim ten przygotowywał się do ataku" - usłyszeliśmy w oświadczeniu sekretarza stanu USA. "Celem ataku byli zwykli Syryjczycy. Co ważne, wiemy również to, o czym nie mówiono od początku: nie było widać ani jednej kropli krwi na ciałach zmarłych. Widzieliśmy całe rzędy ciał dzieci"- mówił. "Z dużym przekonaniem można stwierdzić, że za atak z użyciem broni chemicznej na przedmieściach Damaszku 21 sierpnia odpowiadają syryjskie władze" - głosi ujawniony w piątek amerykański raport wywiadowczy. Jak wynika z ocen wywiadowczych, w atakach chemicznych zginęło co najmniej 1429 osób, w tym co najmniej 426 dzieci. "Kiedy w przeszłości mogliśmy pomóc w takich sytuacjach, nie odwracaliśmy wzroku" - mówił Kerry. Przypomniał, że blisko 100 lat zajęło stworzenie regulacji prawnych zakazujących użycia broni chemicznej. "Za każdym razem musimy zadawać sobie pytanie, co się stanie, jeśli nic nie zrobimy. Asad może bezkarnie zabijać swoich obywateli. Być może inne kraje też będą chciały sprawdzić, na ile mogą sobie pozwolić. Problemy Syrii wykraczają daleko poza jej granice" - argumentował Kerry. "To zbrodnia przeciw ludzkości" "Tak więc w tym momencie nie chodzi tylko bezpieczeństwo naszego kraju i Syrię. To, jaką decyzję podejmiemy, będzie miało znaczenie dla bezpieczeństwa świata. Ta zbrodnia przeciwko sumieniu i ludzkości; zasadniczym normom międzynarodowym jest bardzo ważna z punktu widzenia tego, jakim jesteśmy przywódcą i jaką mamy wiarygodność. Ameryka powinna mieć pewność i przekonanie, że nie jest sama. Wielu z naszych sojuszników stoi przy nas" - powiedział. "Prezydent Obama i my wszyscy wierzymy w Organizację Narodów Zjednoczonych" - dodał. "Działania inspektorów ONZ nie powiedzą nam, kto wykorzysta broń. Możemy się jedynie dowiedzieć, czy użyto broń chemiczną. Z tego powodu ONZ nie przedstawi żadnych nowych informacji" - mówił. Dodał, że USA będą nadal rozmawiać z sojusznikami ws. Syrii. "Amerykanie są zmęczeni wojną. I ja też. Ale zmęczenie nie zwalnia nas z odpowiedzialności. Historia nas z tego rozliczy" - argumentował. "Takie są fakty, które już znamy. Poznali je już członkowie Kongresu i powinni je poznać Amerykanie" - podsumował swoje wystąpienie John Kerry. Prezydent USA <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barack-obama,gsbi,1011" title="Barack Obama" target="_blank">Barack Obama</a> rozmawiał dziś na temat interwencji z przedstawicielami amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Do spotkania doszło w Białym Domu - poinformował jeden z urzędników, proszących o anonimowość. Amerykanie chcą zgody Kongresu na interwencję Połowa Amerykanów jest zdania, że ich kraj nie powinien interweniować w Syrii. 80 proc. badanych (sondaż z 28-29 sierpnia dla NBC News - przyp. red.) uważa, że przed użyciem siły Barack Obama powinien uzyskać zgodę Kongresu. Takiego zdania jest 7 na 10 zwolenników Demokratów i 90 proc. osób sympatyzujących z Republikanami. Tylko 21 proc. respondentów uważa, że działania przeciwko syryjskiemu reżimowi są w interesie narodowym USA. Przeciwnego zdania jest 33 proc., ale aż 45 proc. wie na ten temat zbyt mało, by mieć wyrobioną opinię. EKM