Jednym z głównych żądań protestujących jest uwolnienie więźniów. Przeciwnicy Malikiego oskarżają władze, zdominowane przez szyitów, że wykorzystują antyterrorystyczne ustawodawstwo jako pretekst w walce ze społecznością sunnicką. Tak jak od początku mobilizacji, 23 grudnia, największe zgromadzenia odbyły się w czwartek w Ramadi, w położonej na zachodzie prowincji Anbar, gdzie demonstranci w dalszym ciągu blokują drogę łączącą Bagdad z Jordanią i Syrią. Demonstranci mieli transparenty, na których widniało hasło "Państwo Bezprawia", co jest aluzją do sojuszu "Państwo Prawa", pod przywództwem Malikiego. Fala protestów wybuchła po aresztowaniu 20 grudnia pod zarzutem terroryzmu dziewięciu ochroniarzy sunnickiego ministra finansów. Kilka dni temu poparcie dla protestujących wyraził wpływowy radykalny duchowny szyicki Muktada al-Sadr, którego ruch polityczny ma ok. 40 deputowanych w jednoizbowym parlamencie. - Te demonstracje są dobrze przyjmowane przez wszystkich Irakijczyków. One nie mają charakteru wyznaniowego - przekonywał z kolei Ahmed Ali Husajn, profesor uniwersytetu w Karbali, świętym dla szyitów mieście. Znakiem, że ruch kontestacji wobec rządzących przekracza granice wyznaniowe, jest fakt, że kilkuset szyitów w Bagdadzie i prowincjach na południe od stolicy dołączyło do manifestantów - zauważa agencja AFP. Chcąc uspokoić społeczne nastroje, w czwartek irackie władze poinformowały o wypuszczeniu z aresztów 11 kobiet. We wtorek Maliki zapowiadał, że na wolność wyjdzie ok. 700 osadzonych. Jak pisze agencja dpa, w konserwatywnym islamskim społeczeństwie więzienie kobiet budzi szczególne oburzenie.