Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według pierwszej relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu. Proces ruszył w lutym. Od tego czasu odbyło się kilkanaście rozpraw, na których sąd przesłuchał kilkudziesięciu świadków. Jednym z najważniejszych dowodów są opinie biegłych medyków. Według nich półroczna Magda zmarła na skutek gwałtownego uduszenia. Na tej podstawie prokuratura zarzuca oskarżonej zabójstwo dziecka. Przed sądem biegli podtrzymali wnioski z pisemnej opinii, sporządzonej w śledztwie. Prokuratura przyjęła, że Katarzyna W. plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbowała zatruć córkę czadem. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Dziecko miało wypaść jej z rąk na podłogę i umrzeć po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza. W poniedziałek, po ośmiu miesiącach rozpraw, proces dobiegł końca i głos zabrali pełnomocnicy oskarżenia oraz obrony. Prokurator Zbigniew Grześkowiak przemawiał przez godzinę. Wniósł o wymierzenie Katarzynie W. kary dożywotniego pozbawienia wolności z zaostrzeniem prawa do ubiegania się o warunkowe zwolnienie z reszty kary z 25 do 30 lat za kratami. Oskarżyciel uznał, że ani 15 ani 25 lat więzienia nie byłoby adekwatną karą dla Katarzyny W. Jego zdaniem tylko kara dożywocia będzie współmierna do popełnionego przestępstwa i sprawiedliwa. Jak ocenił, zabójstwo małej Magdy to jedna z najbardziej bulwersujących zbrodni ostatnich lat. Według prokuratora wina Katarzyny W. nie budzi wątpliwości, a jej czyn cechowała najwyższa możliwa szkodliwość społeczna. "Odegrała swoją rolę prawie idealnie" - To było nie tylko pobawienie człowieka życia, ale też naruszenie podstawowego obowiązku opieki nad własnym bezbronnym dzieckiem, z pobudek egoistycznych (...). Nie ma zbrodni bardziej okrutnej niż zbrodnia morderstwa, szczególnie sześciomiesięcznego dziecka - podkreślił prokurator. Jak dodał, winę oskarżonej potwierdziły zarówno zeznania świadków, jak opinie biegłych medyków. - Jest pewne, że tylko jedna osoba stoi za zabójstwem tego dziecka, wszystko zostało zaplanowane, a aktorka pierwszoplanowa odegrała swoją rolę prawie idealnie - mówił oskarżyciel, wielokrotnie podkreślając, że Katarzyna W. działała w sposób metodyczny, chcąc uniknąć odpowiedzialności i skierować podejrzenie na inne osoby. Jak dodał, "z wielodniowym wyprzedzeniem zaplanowała zabójstwo, w najdrobniejszych szczegółach przygotowała scenę i widzów, dla których odegrała rolę swojego życia". W ocenie urzędu prokuratorskiego, na przeszkodzie zrealizowania planu Katarzyny W. stanęła prawie roczna, wytężona praca 50 osób - funkcjonariuszy policji, prokuratorów i biegłych, współczesna kryminalistyka, medycyna sądowa, genetyka, psychiatria, wariografia oraz sztuka dedukcji i niezliczona ilość analiz, oględzin, przesłuchań, eksperymentów i innych czynności procesowych. - Krok po kroku zdzierały kolejne warstwy kłamstwa oskarżonej, ujawniając światu okrutną prawdę - mówił prokurator. "Dziecko się bawiło, matka sprawdzała ceny trumien" Prok. Grześkowiak obalał wersję obrony, że do śmierci dziecka mogło dojść na skutek upadku, na co też w pierwotnej wersji ekspertyzy wskazywali także biegli. Późniejsze opinie biegłych - kontynuował prokurator - wskazują jednoznacznie, że Magda była duszona przez 4-5 minut.- Gdy sięgam pamięcią do materiału dowodowego, przypominam sobie sceny, które najpełniej oddają obraz oskarżonej jako osoby dojrzałej, inteligentnej, zorganizowanej, całkowicie poczytalnej, działającej z chłodną kalkulacją i przerażającą konsekwencją - mówił prokurator i przypomniał, jak kilka dni przed zbrodnią dziecko beztrosko bawiło się pod opieką matki, która w tym czasie sprawdzała w internecie ceny trumien dla dzieci i koszty kremacji niemowląt, by po chwili sprawdzić przepis na kluski leniwe i wrócić do oglądania romantycznych komedii. W opinii prokuratora, trudne dzieciństwo Katarzyny W. i dotychczasowa niekaralność nie mogą być uważane za okoliczności łagodzące, a prognoza co do przyszłego zachowania Katarzyny W. nie jest pomyślna - przez biegłych została uznana za osobę lekceważącą normy, przejawiającą relatywizm moralny i skłonność do działań antyspołecznych. - Wielokrotnie w sposób cyniczny wykorzystywała inne osoby dla swoich celów, posługując się wysoce zorganizowanymi kłamstwami do wzbudzenia ich współczucia - mówił Grześkowiak. Przypomniał też, że W. wielokrotnie utrudniała prowadzone przeciwko niej postępowanie, m.in. ukrywając się przed organami ścigania. Przypomniał też o "cynicznym spektaklu" w mediach po rzekomym uprowadzeniu córki. Oprócz żądania kary dożywocia za zabójstwo dziecka prokurator wniósł o uznanie oskarżonej za winną także dwóch pozostałych zarzuconych jej przestępstw - utrudniania śledztwa przez kierowanie podejrzeń na inną osobę i powiadomienia o niepopełnionym przestępstwie. Za te dwa czyny oskarżyciel chce dla Katarzyny W. najwyższej kary 3 lat więzienia (stałoby się to częścią łącznej kary dożywocia). Ponadto prok. Grześkowiak wniósł o obciążenie oskarżonej kosztami wszelkich wydatków poniesionych przez policję, prokuraturę i sąd w tej sprawie oraz zasądzenie od niej nawiązki w wysokości 50 tys. zł i opublikowania wyroku w mediach. Obrońca: Krzyk ulicy jest krzykiem ludzi Po prokuratorze głos zabrał obrońca Katarzyny W. mec. Arkadiusz Ludwiczek, który już na wstępie kilkugodzinnej przemowy wniósł o uniewinnienie swej klientki z powodu braku dowodów jednoznacznie wskazujących na jej winę. - A wątpliwości trzeba rozstrzygać na jej korzyść - zaznaczył wskazując, że z tych samych dowodów wyciąga on wnioski odmienne od prokuratora. Obrońca wyraził także nadzieję, że na wyrok sądu nie będą rzutowały emocje społeczne, jakie budzi sprawa Katarzyny W. - Krzyk ulicy jest krzykiem ludzi, którzy tak naprawdę nie mają dostatecznej wiedzy procesowej i prawnej, aby rozstrzygać tę sprawę. Tylko sąd potrafi ustalić prawdę w tym procesie i w oparciu o te ustalenia można wydać sprawiedliwy wyrok - mówił mec. Ludwiczek. Nawiązując do zapisów ze znalezionego u Katarzyny W. zeszytu, w którym kobieta napisała, że nie chciała mieć dziecka i źle znosiła sytuację, w której znalazła się z mężem - jako młoda rodzina bez przyszłości - adwokat apelował, by nie traktować tego jako zamiar zabójstwa. - Oboje z mężem pochodzili z ubogich rodzin, moja klientka w tych wpisach do zeszytu przedstawiała swój smutek i rozgoryczenie w związku z niepewnością co do przyszłości, ale nie należy z tych stwierdzeń wyciągać tak daleko idących wniosków - że z tego wynika zamiar zabicia dziecka - mówił adwokat. To typowe dla młodego małżeństwa "docieranie się" Jak zauważył, sąd przesłuchał wiele osób, które - po nastawieniu się do sprawy dzięki relacjom mediów - chciały przyczynić się do przypisania Katarzynie W. jak najgorszych cech charakteru. Przesłuchano też jej współwięźniów, którzy też - w jego opinii - mieli do osiągnięcia z tego tytułu profity dla siebie. - Ale nikt z rodziny ani teściów nie powiedział nic, co by można było uznać za dowód złego traktowania dziecka przez moją klientkę - podkreślił. Odnosząc się do tezy oskarżenia, że Katarzyna W., zabijając dziecko, chciała w ten sposób "ukarać" ojca dziecka - Bartłomieja W., ponieważ przeanalizowane przez prokuratora ich małżeństwo było w kryzysie, mec. Ludwiczek powiedział: "te niby wielkie kryzysy to w rzeczywistości typowe dla każdego młodego małżeństwa 'docieranie się', a nie dowody na zamiar zabójstwa". - Czy to, że mąż nie odnosił kubka do kuchni albo zostawiał skarpety rzucone obok łóżka - to są argumenty za przypisaniem zabójstwa mojej klientce? - pytał retorycznie mecenas. Katarzyna W. ukryła zwłoki swej córki ze strachu przed konsekwencjami nieszczęśliwego wypadku - przekonywał w poniedziałek przed sądem obrońca. Jak mówił, oskarżona nie udawała utraty przytomności, bo faktycznie zasłabła z emocji. Bała się, że będzie sekcja zwłok Adwokat utrzymuje, że nie ma jednoznacznego dowodu, że Katarzyna W. umyślnie pozbawiła życia swą córkę. Oceniając ekspertyzę biegłych, według których dziecko zmarło w wyniku uduszenia narzędziem, które nie pozostawiło śladów (biegli wskazali rękawiczkę, poduszkę lub kocyk), obrońca oskarżonej wyraził żal, że sąd nie dopuścił rozszerzenia opinii biegłych o ekspertyzę ekspertów od laryngologii. Według adwokata niewykluczonej jest, że u dziecka doszło do laryngospazmu, czyli odruchowego skurczu krtani. Próbując wyjaśnić, czemu Katarzyna W. postanowiła zakopać zwłoki dziecka w parku w Sosnowcu, mec. Ludwiczek uznał, że wynikło to ze strachu przed konsekwencjami tego, co się stało. - Bała się, że będzie sekcja zwłok, że będzie musiała wrócić do domu, a tam jej mąż, teściowie, będą pytać "gdzie jest Madzia". Zastanawiała się, co zrobić, weszła do parku, wykopała dół i pochowała tam swoje dziecko. To było na pewno dla niej traumatyczne przeżycie - twierdził obrońca. Według niego prokuratura nie miała podstaw do ustalenia, że przed powrotem do domu z pustym wózkiem Katarzyna W. ułożyła się na chodniku i udawała zasłabnięcie, a potem wyłudziła poświadczenie tego faktu przez lekarza sądowego. - Skąd takie założenie prokuratury? To, czego Katarzyna W. doświadczyła tego dnia, i nic dziwnego, że gdy już miała wrócić do domu, z tych emocji straciła przytomność - argumentował. Gdy adwokat zakończy wystąpienie, sąd zwróci się do Katarzyny W. z pytaniem, co chce powiedzieć w "ostatnim słowie" przed wyrokiem, a po jej wysłuchaniu uda się na naradę nad orzeczeniem. Na jego wydanie sąd ma czas do siedmiu dni.