Gdański sąd uwzględnił we wtorek wniosek prokuratury o aresztowanie Dariusza S., szefa ochrony finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 13 stycznia w Gdańsku, podczas którego doszło do ataku nożem na prezydenta tego miasta Pawła Adamowicza. "Jednocześnie sąd orzekł wykonywanie tego tymczasowego, trzymiesięcznego aresztu w warunkach szpitalnych ze względu na samopoczucie i stan psychiczny podejrzanego" - poinformowała PAP rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk. Gdańska prokuratura, prowadząca śledztwo ws. zabójstwa prezydenta Adamowicza, zarzuciła Dariuszowi S. dwukrotne złożenie nieprawdziwych zeznań oraz podżeganie innej osoby do złożenia fałszywych zeznań w wątku śledztwa dotyczącym identyfikatora z napisem "media". Podejrzany nie przyznał się do zarzutów. "Dariusz S. w trakcie imprezy WOŚP był wyłącznie pracownikiem ochrony. Kierownikiem ds. bezpieczeństwa była inna osoba z ramienia firmy ochroniarskiej <a class="textLink" href="https://geekweek.interia.pl/tematy-tajfun,gsbi,3652" title="tajfun" target="_blank">Tajfun</a>. Na miejscu zdarzenia był również właściciel firmy ochroniarskiej. Mogę tylko potwierdzić, że Dariusz S. posiadał podpisaną umowę o pracę z firmą ochroniarską zabezpieczającą finał WOŚP" - powiedział w środę PAP Szachta. Dodał, że firma Tajfun nie była informowana, że w imprezie będzie uczestniczył prezydent Gdańska. "Był nagradzany przez prezydenta Adamowicza" "Mój klient jest osobą niekaraną, byłym policjantem, który był wielokrotnie odznaczany. Wstępnie od jego żony wiem także, że był nagradzany przez samego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza" - podkreślił adwokat reprezentujący Dariusza S. Rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy Agnieszka Adamska-Okońska poinformowała PAP we wtorek, że Dariusz S. z czterema innymi osobami zaatakowali w lipcu 2016 roku mężczyznę. Uderzali go pięściami w twarz i tułów oraz kopali. Całej piątce przedstawiono zarzut udziału w pobiciu zagrożony karą więzienia do trzech lat. Dariuszowi S. ponadto przedstawiono zarzut kierowania pod adresem pokrzywdzonego gróźb karalnych, za co grozi maksymalnie kara dwóch lat pozbawienia wolności. Proces w tej sprawie ruszył, jednak nie odczytano aktu oskarżenia. Oskarżony Dariusz S. nie stawił się w sądzie, składając zaświadczenie lekarskie. "Sąd dwukrotnie dopuszczał dowód z opinii lekarzy i dwukrotnie stwierdzono, że przez kolejne trzy miesiące ten oskarżony nie może brać udziału w postępowaniu. Ostatnia opinia z października 2018 - okres niezdolności do stycznia 2019 r. Sędzia będzie podejmował decyzję, czy ponownie badać oskarżonego celem stwierdzenia jego zdolności do udziału w procesie" - poinformował we wtorek PAP rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski. "Ma orzeczoną drugą grupę inwalidzką" "Jego koniec kariery w policji nie był związany z tą sprawą, ale z tym, że uzyskał rentę. Ma orzeczoną drugą grupę inwalidzką. Ta sprawa z 2016 roku nie miała żadnego związku z wykonywaną przez niego pracą w policji" - wskazał adwokat Dariusza S. Dodał, że prokuratura w wielu sprawach kieruje do sądu akty oskarżenia, ale one często kończą się uniewinnieniami. "Uważamy, że trwa atak na mojego klienta. Stał się kozłem ofiarnym i trwa nagonka na niego ze strony prokuratury i mediów" - wskazał Szachta. W jego ocenie, areszt w warunkach szpitalnych został orzeczony dlatego, że pobyt jego klienta w jakichkolwiek innych warunkach byłby zagrożeniem dla jego zdrowia i życia. "Konieczność jego pobytu w szpitalu związana jest z obecną kondycją psychiczną mojego klienta, ale nie tylko z tym. Nie chcę ujawniać szczegółów związanych z jego stanem zdrowia. Mój klient chorował wcześniej" - dodał adwokat Dariusza S. Tajfun nie komentuje Informacje, że Dariusz S. nie stawiał się w sądzie, w którym toczy się jego proces o pobicie oraz kierowanie gróźb karalnych, a swoją nieobecność usprawiedliwiał zwolnieniami lekarskimi, pełnomocnik firmy ochroniarskiej Tajfun Łukasz Isenko skomentował słowami, że "nie ma żadnej informacji i nie jest w stanie się do tego odnieść". "Nie mogę tego komentować, w związku z tym, że toczy się postępowanie przeciwko konkretnej osobie" - powiedział. Zapytany, jaką funkcję w firmie sprawuje Dariusz S. odparł, że "nie jest upoważniony do komentowania". "Dariusz S. był zatrudniony w firmie, był tego wieczoru (podczas ataku na prezydenta Gdańska - PAP) tam na miejscu, ale kierownik zabezpieczenia i szef firmy był (też) na miejscu i jest to pan Gracjan Wolak" - wskazał. "Co do Dariusza S., nie chcę udzielać żadnych komentarzy" - dodał. Rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk w środę po raz kolejny potwierdziła w rozmowie z PAP, że z informacji posiadanych przez prokuraturę wynika, że Dariusz S. był szefem ochrony finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 13 stycznia w Gdańsku. Wawryniuk dodała, że mężczyzna był zatrudniony w agencji Tajfun na stałe. W niedzielę, 13 stycznia, wieczorem Pawła Adamowicza zaatakował nożem w centrum miasta 27-letni Stefan W., który podczas finału WOŚP wtargnął na scenę. Samorządowiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie w zeszły poniedziałek zmarł. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-pawel-adamowicz,gsbi,2060" title="Paweł Adamowicz" target="_blank">Paweł Adamowicz</a> miał 53 lata, prezydentem Gdańska był od 20 lat. W sobotę odbył się pogrzeb prezydenta Gdańska. Urna z prochami Adamowicza spoczęła w kaplicy św. Marcina w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.