Graś powiedział, że komisja zastanowi się, w jaki sposób przekazać te informacje bez naruszania tajemnicy. Prezydium komisji spotka się z prezydium Sejmu i poinformuje o tym, czego dowiedziało się od Kaczmarka. Wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych Jędrzej Jedrych (PiS) powiedział, że Janusz Kaczmarek w większości nie przedstawiał dowodów na nieprawidłowości, a jedynie swoje opinie i informacje "korytarzowe". Przyznał jednak, że gdyby okazały się one prawdziwe, oznaczałoby to, że państwo nie funkcjonowało właściwie. B. minister spraw wewnętrznych i administracji przez sześć godzin odpowiadał w środę na pytania posłów komisji. Po zakończeniu posiedzenia powiedział dziennikarzom, że złożył obszerne wyjaśnienia i dodał, że "nie był związany tajemnicą". Według Marka Biernackiego (PO), z informacji Kaczmarka wynika, że wokół ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry utworzyła się grupa ludzi, która zbierała informacje nie tylko na temat przeciwników politycznych, ale też ewentualnych rywali we własnej partii. Biernacki powiedział, że przedłużano śledztwa nawet w błahych sprawach, by gromadzić informacje dotyczące polityków opozycji, współkoalicjantów, kolegów z tej samej partii, dziennikarzy i wydawców mediów, by móc później wykorzystać takie materiały przeciw nim np. w walce politycznej. W ocenie szefa komisji Pawła Grasia (PO) komisja nie ma możliwości weryfikacji informacji Kaczmarka i jedynie sejmowa komisja śledcza miałaby odpowiednie możliwości do takiego działania. Graś ponownie opowiedział się za powołaniem takiej komisji. Posiedzenie komisji i przesłuchanie Kaczmarka ma być kontynuowane od godz. 13 w czwartek. Posłowie z sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych będą w czwartek pytać Janusza Kaczmarka o jego związki z byłymi esbekami - dowiedział się "Wprost". - To pytanie miało paść już w środę, ale zabrakło na to czasu - mówi Jędrzej Jędrych (PiS), wiceprzewodniczący komisji. O kogo będą pytać posłowie? Jak ustalił "Wprost", do grona najbardziej zaufanych ludzi byłego szefa MSWiA należy Waldemar Siewert. To były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. Jako pracownik kontrwywiadu rozpracowywał gdańską opozycję, zajmował się m.in. Lechem Wałęsą. Po weryfikacji na początku lat 90. przeszedł do kontrwywiadu UOP. W listopadzie 2001 roku, po wygranych przez SLD wyborach, został dyrektorem gdańskiej delegatury UOP (a później ABW). Wkrótce po objęciu tej funkcji został odznaczony i awansowany na stopień pułkownika przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego za "wybitne zasługi dla bezpieczeństwa kraju". Z funkcji dyrektora gdańskiej delegatury ABW został odwołany zaraz po niedawnej dymisji Kaczmarka. - To dzięki poparciu Kaczmarka po wygranych wyborach przez PiS Siewert nie został zdymisjonowany. Był jedynym byłym funkcjonariuszem SB zajmującym w ABW tak wysokie stanowisko - mówi nam jeden z funkcjonariuszy agencji. Siewert nie to jedyna osoba zwalczająca opozycję w latach 80., która znalazła się w bliskim otoczeniu Kaczmarka.