Premier poinformował, że w poniedziałek PiS ostatecznie rozstał się ze swoimi sojusznikami - LPR i Samoobroną - i w skład rządu zostali powołani nowi ministrowie. Lidera LPR Romana Giertycha na stanowisko szefa resortu edukacji zastąpił Ryszard Legutko, dotychczasowy wicemarszałek Senatu. Odwołanego ministra gospodarki morskiej Rafała Wiecheckiego (LPR) zastąpił Marek Gróbarczyk (bezpartyjny). Z rządu zostali także odwołani ministrowie Samoobrony. Annę Kalatę na stanowisku ministra pracy i polityki społecznej zastąpiła Joanna Kluzik-Rostkowska (była wiceminister pracy, obecnie wiceszefowa resortu rozwoju regionalnego). Andrzeja Aumillera na stanowisku ministra budownictwa zastąpił Mirosław Barszcz (były wiceminister finansów). Premier ocenił, że po zmianach Rada Ministrów jest dziś "bardziej skonsolidowana", ale też "intelektualnie i moralnie silniejsza". Jak zaznaczył, kiedy była tworzona koalicja, PiS miało nadzieję, że "nasi partnerzy skorzystają z wielkiej, naprawdę historycznej okazji, że swoje dotychczasowe często awanturnicze działania potrafią zmienić w pozytywną pracę dla Polski, że zaakceptują nasze zasady, że będą gotowi postępować uczciwie". - Niestety okazało się to złudzeniem, tej gotowości nie było - podkreślił J. Kaczyński. Jak stwierdził, po wykryciu nadużyć, okazało się, że PiS stawiane jest żądanie, aby przyjął zasadę, że politycy wysokiego szczebla "w gruncie rzeczy wymiarowi sprawiedliwości nie podlegają". - Odrzuciliśmy tego rodzaju propozycję i w ten sposób przestała funkcjonować koalicja - dodał. - Głęboko wierzę, że Polacy potrafią odróżnić wizję rzeczywistości prezentowaną prze media od faktów, od rzeczywistości - mówił premier. Do sukcesów swojego gabinetu zaliczył m.in. "najlepszą od wielu lat, a nawet dziesięcioleci", sytuację gospodarczą, spadające bezrobocie, dbanie o interesy międzynarodowe Polski, jej status i bezpieczeństwo energetyczne. Według J. Kaczyńskiego, pod rządami PiS konsekwentnie realizowana jest zasada solidarności społecznej oraz dba się o interesy własnościowe Polaków - jak mówił - "zarówno na ziemiach północnych i zachodnich, jak i w odniesieniu do wszystkich, którzy na przykład są spółdzielcami". - Zmiany dotyczą w gruncie rzeczy wszystkich dziedzin życia społecznego - zaznaczył. - Niewiele państwo o tym słyszycie, niewiele mówią i piszą na ten temat środki masowego przekazu - stwierdził szef rządu. Jest jednak przekonany, że w kampanii wyborczej PiS będzie mógł pokazać wszystkie pozytywy swoich rządów. "Wierzę, że także po wyborach mój rząd będzie mógł kontynuować swoją misję" - podkreślił J. Kaczyński. - Wydarzenia bulwersując dziś opinię publiczną, to nie brak panowania nad sytuacją. My jesteśmy pierwszym rządem, który nad tą sytuacją panuje, ma mocną wolę walki ze złem, także we własnych szeregach i ma możliwości, umiejętność prowadzenia tej walki - powiedział szef rządu. W swoim wieczornym wystąpieniu premier przypomniał także, że przed ostatnimi wyborach parlamentarnych PiS złożyło obietnicę "twardej, zdecydowanej walka z korupcją i powołania CBA". "Chcieliśmy wyeliminować, a przedtem jeszcze ograniczyć tę arcyplagę polskiego życia publicznego, społecznego i gospodarczego" - zaznaczył. - Byliśmy wtedy przekonani, że to wielkie przedsięwzięcie podejmie rząd mający szerokie poparcie społeczne, rząd wielkiej koalicji - zwrócił uwagę J. Kaczyński, przypominając, że "PO odrzuciła możliwość zawarcia koalicji i przeszła do twardej, a z czasem brutalnej opozycji". - Także media nie potraktowały naszych działań pozytywnie, wiele z nich traktowało dojście do władzy prezydenta Lecha Kaczyńskiego i PiS jako zagrożenie - dodał W takiej sytuacji - stwierdził szef rządu - PiS musiał "zawrzeć taką koalicję, jaka była możliwa, bo by rządzić, trzeba mieć większość". Przyznał, że koalicja z Samoobroną i LPR "była (...) trudna, także osobiści, bo partie koalicyjne w poprzedniej kadencji wielokrotnie w sposób brutalny, a bywało, że i haniebny" atakowały PiS, ale - jak zaznaczył - "nie było innego wyjścia".