W piątek rano szef LPR Roman Giertych złożył wniosek o utajnienie obrad Sejmu. Jak mówił, w części utajnionej miałby zostać złożony wniosek formalny w sprawie zapoznania posłów z informacjami przedstawianymi przez Kaczmarka. Giertych nie sprecyzował jednak, którego punktu porządku piątkowych obrad miałoby dotyczyć utajnienie i Dorn stwierdził, że wniosek jest niepełny. Cała sprawa wywołała zamieszanie w Sejmie, wzajemne zarzuty o naruszanie regulaminu i prowadzenie kampanii wyborczej. Ostatecznie Dorn podjął decyzję, że on sam odczyta posłom stenogram z rozmowy Kaczmarka ze speckomisją. Wcześniej jednak doszło do ostrej wymiany zdań na sali sejmowej. M.in. Giertych ocenił, że obecne problemy w Sejmie wiążą się z tym, że marszałek nie chce poddać pod głosowanie wniosku o powołanie komisji śledczych m.in. w sprawie akcji CBA w resorcie rolnictwa. Lider LPR mówił, że ta decyzja nie jest podyktowana dobrem państwa, obywateli i Sejmu, ale wyłącznie ochroną kolegów partyjnych Dorna przed odpowiedzialnością. Według niego gdyby to, co Kaczmarek mówi o inwigilacji, prowokacjach, wykorzystywaniu służb specjalnych - okazało się prawdą, to odpowiedzialność karna, jaka spadłaby na poszczególne osoby z PiS, przełożyłaby się na notowania tego ugrupowania. Ponadto - dodał Giertych - dziwne są obawy PiS, że Kaczmarek ujawnia tajemnice państwowe przy jednoczesnym publicznym stawianiu zarzutów, że b. szef MSWiA kłamie. - Jeżeli to są kłamstwa, to nie jest to tajemnica państwowa - stwierdził Giertych. Dorn ocenił, że swą wypowiedzią Giertych jasno pokazał, że jego wniosek jest "substytutem" powołania komisji śledczej. Jak podkreślił, pamięta jak przy pomocy komisji śledczej ds. PKN Orlen, podczas kampanii prezydenckiej 2005 r. "w sposób haniebny, obrzydliwy (...) załatwiono kandydaturę Włodzimierza Cimoszewicza". - Pamiętam, że brał w tym udział pan Wojciech Brochwicz, obecny pełnomocnik prawny pana Janusza Kaczmarka - dodał Dorn. Chodzi o tzw. sprawę Jaruckiej. W sierpniu 2005 r. Jarucka - była asystentka Cimoszewicza jako szefa MSZ w 2002 r. - przekazała komisji ds. PKN Orlen kserokopię rzekomego upoważnienia do zamiany oświadczenia majątkowego, jakie w 2002 r. miał jej wystawić Cimoszewicz. Cimoszewicz podkreślał, że dokument ten jest sfałszowany, ale w związku z całą sprawą zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich. Prokuratura również uznała, że dokument jest fałszywy. Jarucka o sprawie rzekomej zmiany w oświadczeniu majątkowym Cimoszewicza rozmawiała z Brochwiczem - b. wiceministrem SW, oficerem służb specjalnych, radcą prawnym i ekspertem PO, członkiem Rady Programowej tej partii - i to za jego sprawą nawiązała kontakt z członkiem komisji śledczej, posłem PO Konstantym Miodowiczem. - Póki jestem marszałkiem nie dopuszczę do tego, aby przy pomocy takich brudnych, ubeckich zagrań, wykorzystując instytucję Sejmu, rozgrywano kampanię wyborczą - oświadczył w piątek Dorn. Na co Giertych - który był członkiem komisji śledczej ds. PKN Orlen - odparł, że wezwanie Jaruckiej na świadka przez komisję śledczą poparł wraz z nim partyjny kolega Dorna, obecny koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann. SLD już zapowiedział złożenie do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez marszałka w związku z jego wypowiedzią. Sojusz uważa, że Dorn nie dopełnił obowiązku powiadomienia prokuratury o przestępstwie, o którym wiedział. Słowa marszałka - zdaniem SLD -jednoznacznie wskazują, że był on w posiadaniu wiedzy na temat działań wypełniających znamiona przestępstwa. Tymczasem premier Jarosław Kaczyński, który wrócił do Warszawy ze skróconych wakacji ocenił, że to co mówi Kaczmarek, to "stek bzdur". Jego zdaniem, przedstawianie całemu Sejmowi sprawozdania ze spotkania Kaczmarka ze speckomisją jest "po prostu stratą czasu". Zapytany, czy wedle jego wiedzy, były nagrywane prywatne rozmowy polityków, dziennikarzy czy właścicieli mediów prywatnych - o czym miał mówić Kaczmarek przed speckomisją - premier odpowiedział, że nic o tym nie wie. - Proszę wziąć w wielki nawias opowieści pana Kaczmarka i - mówić najkrócej - wyrzucić - dodał szef rządu. Premier potwierdził jednocześnie, że głosowanie nad samorozwiązaniem Sejmu odbędzie się 7 września. Szef rządu uważa, że obecna sytuacja w Sejmie świadczy o "wielkiej kompromitacji opozycji". - Głosowanie jest wyznaczone na 7 września, taka była umowa. Pacta sunt servanda (łac. - umów należy dotrzymywać - przyp. red.) - powiedział. Wcześniej w radiowych "Sygnałach Dnia" poseł PiS Karol Karski nie wykluczył, że gdyby Sejm przyjął w piątek wszystkie ważne ustawy, to tego samego dnia mogłoby się odbyć głosowanie nad skróceniem kadencji Sejmu. J.Kaczyński podkreślił, że jeśli SLD poprze wniosek, Sejm zostanie rozwiązany, a - jak dodał - nawet przy sprzeciwie Sojuszu można doprowadzić do przyspieszonych wyborów parlamentarnych w ramach tzw. trzech kroków konstytucyjnych. - To jest wyłącznie decyzja PO: awantury, kompromitacja parlamentaryzmu czy wybory. Donald Tusk za to odpowiada - stwierdził premier. Pytany, czy zamierza spotkać się z szefem PO Donaldem Tuskiem, J.Kaczyński odparł, że nic nie wie o takiej propozycji. - Wiem, że pewne sprawy zostały załatwione na poziomie wyższym niż partyjny, bo z prezydentem. Sądzę, że to wystarczy. Czytałem dzisiaj, że są jakieś tajne pakty. Nie ma żadnych tajnych paktów, to wszystko nieprawda. Prezydent prowadzi rozmowy jako głowa państwa w imię obrony demokracji, w imię uporządkowania sytuacji politycznej, a nie w interesie jakiejś partii - oświadczył. Premier pytany, czy PiS sonduje możliwość powrotu do koalicji np. z LPR odparł, że "decyzja ze strony PiS (o wyborach) zapadła już dawno temu", gdy partia stanęła przed wyborem: "zasady lub źle rozumiana pragmatyka polityczna". - Wybraliśmy zasady, gdybyśmy wybrali pragmatykę, to nie byłoby dzisiaj żadnych problemów polityczno-prawno-karnych (...) i spokojnie mówilibyśmy sobie o kolejnych dwóch latach władzy - stwierdził J. Kaczyński. Również Tusk powiedział, że obecnie nie przewiduje spotkań z prezydentem Lechem Kaczyńskim. - Na naszym spotkaniu z prezydentem (przed dwoma tygodniami - PAP) omówiliśmy wszystkie aspekty sprawy wyborów, doszliśmy do jednego wniosku, że potrzebne są one jak najszybciej. W tym względzie nic się nie zmieniło - powiedział Tusk. Lider PO dodał, że dopóki nie zostaną wyjaśnione wszystkie okoliczności "zamieszania" wokół zeznań Kaczmarka, poufne spotkania z liderami PiS i prezydentem uznałby za niestosowne.