Zespół Laska był 21 maja pytany o obecność gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154. - Podtrzymuję to, że zdaniem komisji w ostatniej fazie lotu, w kabinie znajdował się wyższy oficer w randze generała, co zresztą potwierdził Instytut Ekspertyz Sądowych swoimi analizami - mówił wtedy <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-maciej-lasek,gsbi,1560" title="Maciej Lasek" target="_blank">Maciej Lasek</a>. Biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych nie przypisali jednak Błasikowi żadnej z zarejestrowanych wypowiedzi. Zaznaczono również, że nie ma dowodów wykluczających jego obecność w kabinie. Z tych ustaleń wynikało, że to nie gen. Błasik, a drugi pilot mjr Robert Grzywna odczytywał z przyrządów wysokość, na jakiej znajdował się samolot. Smoleńska polemika Zespół Laska po raz pierwszy wdał się w polemikę z kluczowymi zagadnieniami Zespołu Parlamentarnego Antoniego Macierewicza. "Autorzy teorii o wybuchu w Smoleńsku nie są w stanie przesądzić, ile było rzekomych wybuchów, w którym miejscu nastąpiły i jak wyglądała destrukcja samolotu" - mówił podczas konferencji Maciej Lasek. Podkreślił, że wszystkie materiały komisji Millera wykluczyły eksplozję. "Generałowie" Zdaniem Laska słowa "generałowie", które pojawiły się w zapisie krakowskiego Instytutu Sehna, mogą potwierdzać obecność Błasika. Według ekspertów z Instytutu Ekspertyz Sądowych informację o wysokości musiał podać mężczyzna o odpowiednich kompetencjach. "Czy na pewno generał nie miał prawa być w kokpicie? Nie był on co prawda formalnym członkiem załogi, ale niejako sam się nim mianował, meldując prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu gotowość Tupolewa do lotu" - czytamy we "Wprost".Czy w takim razie miał to być jeden z tzw. "lotów inspektorskich", wpisanych na listę nalotu gen. Błasika? Na razie nie udało się odnaleźć rozkazu, który potwierdziłby tę wersję - informuje "Wprost".EKM