- Na tę kadrę (lekarzy rodzinnych - red.) nie nałoży się już nic. Nowe obowiązki, o których mówi NFZ i MZ, będą końcem podstawowej opieki zdrowotnej skrajnie niewydolnej z powodu braku lekarzy. Czy mroczna wizja zamykanych przychodni ma się wkrótce spełnić? - pyta prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia Bożena Janicka, komentując strategię. Lekarze PPOZ zaznaczyli, że zgodnie z nowym rozporządzeniem to właśnie na lekarzach rodzinnych ma spocząć obowiązek diagnozowania, kwalifikowania i oddzielania pacjentów z koronawirusem od innych. Wymienili dalej, że to lekarz rodzinny, na podstawie oceny objawów, będzie kierował na testy i decydował o dalszej ścieżce leczenia chorego. Do tego ma dojść nadzór nad kwarantanną i izolacją. - Nałożenie odpowiedzialności epidemiologicznej na podstawową opiekę zdrowotną wzbudziło w naszym środowisku ogromne poruszenie i niepokoje - stwierdziła prezes PPOZ. Jednocześnie podkreśliła, że nikt nie konsultował z lekarzami takich zmian. - Postawiono nas pod ścianą, zupełnie nie uwzględniając sytuacji, w jakiej znalazło się POZ - oświadczyła. Dodała, że od wielu lat środowisko lekarzy "alarmuje o brakach kadrowych, o wiekowości lekarzy, resztkami sił pracujących emerytach i seniorach. O białych plamach zalewających coraz większe obszary kraju, czyli o kolejnych zamykanych przychodniach". - W najgorszej sytuacji jest Polska powiatowa, małe ośrodki, w których na jednego lekarza przypada kilka tysięcy pacjentów, a nawet cała populacja. Jak w obliczu tych wszystkich problemów mamy jeszcze walczyć z epidemią? - postawiła pytanie prezes PPOZ. Janicka stwierdziła też, że "paradoksalnie o katastrofalnej sytuacji kadrowej w POZ i pogarszającej się dostępności do lekarzy rodzinnych doskonale wiedzą zarówno Ministerstwo Zdrowia, jak i NFZ". - Świadczą o tym chociażby ostatnie kontrole i pisma zalecające zatrudnienie dodatkowych lekarzy "posiadających uprawnienia pozwalające na prowadzenie aktywnej listy pacjentów, albo lekarzy pracujących pod nadzorem". Chętnie byśmy to polecenie wykonali, ale jak? Lekarzy po prostu nie ma, a najstarsi (znajdujący się w grupie ryzyka) odchodzą w obawie przed zakażeniem - oznajmiła Janicka. Lekarze PPOZ podkreślili, że w trwającej pandemii - co pokazały ostatnie miesiące - podstawowa opieka zdrowotna stała się ostoją dla pacjentów przewlekle chorych, cierpiących na inne poważne schorzenia. - Gwarantujemy im bezpieczeństwo i ciągłość leczenia, bez dodatkowych zagrożeń związanych z koronawirusem. Nie ma niepotrzebnego, ryzykownego grupowania. Nasi pacjenci czują się bezpieczni. Wiedzą, że mogą liczyć na naszą poradę, z której chętnie korzystają. Jesteśmy przekonani, że nowe obowiązki, zamiast pomóc w walce z COVID-19, jeszcze bardziej sparaliżują pracę POZ, do której dziennie w całej Polsce zgłasza się nawet 100 tysięcy pacjentów. Jak w obliczu nowych zadań, zapewnić im wszystkim właściwą opiekę? - zapytała Janicka. Ponadto lekarze PPOZ zaznaczyli, że w związku z brakiem możliwości sprostania nowym wytycznym niektórzy lekarze rozważają wypowiedzenie umów z NFZ. - Nie możemy się zgodzić na robienie rzeczy niemożliwych i przejmowanie obowiązków od innych instytucji. To będzie gwóźdź do trumny POZ. Tylko papier przyjmie wszystko, my już nie - ostrzegli.