15 listopada pani Agnieszka Lawendowska odwiedziła dziadka. Pan Jan źle się czuł. Wnuczka wezwała pomoc. - Jak przyszłam w niedzielę, to dziadek leżał, oddychał, kontaktował, bo on normalnie mnie poznał, jeszcze mnie do sklepu wysyłał, żeby mu zakupy zrobić, ale wiadomo, to był udar, to była walka z czasem - <a href="https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2020-12-01/siedem-godzin-w-karetce-mimo-udaru-mozgu-pan-jan-nie-przezyl/" target="_blank">opowiada "Interwencji" wnuczka pana Jana. </a> - Córka zadzwoniła, że karetka dziadka zabrała, bo w złym stanie był. No i zaczęłam wydzwaniać do tych lekarzy, ale nie było żadnego kontaktu z nimi, nie mogłam się połączyć w ogóle - dodaje córka pana Jana, Małgorzata Lawendowska. Szpital w Świdnicy, do którego trafił pan Jan, wykonał mu test na koronawirusa i odesłał do drugiego szpitala, w Dzierżoniowie. Ten 80-latka nie przyjął, odesłał go do trzeciego szpitala - w Wałbrzychu. - Na karcie napisali, że nie mają miejsc i wysyłają go do covidowego powiatowego szpitala. A naszym covidowym jest Dzierżoniów, gdzie nie ma neurologa, więc go odesłano. Z Wałbrzycha nie ma żadnej informacji, co tam się działo, jak dzwoniłam na pogotowie, to pani na izbie przyjęć mówiła, że jakaś karetka przyjechała z kimś, ale odesłali ją z powrotem - opowiada Agnieszka Lawendowska, wnuczka pana Jana. Ostatecznie pan Jan został przyjęty do szpitala w Dzierżoniowie, w którym był parę godzin wcześniej. Niestety jego stan zdrowia pogorszył się. - Po siedmiu godzinach wędrówki w karetce przyjęli go w Dzierżoniowie. Na oddziale był dosłownie 20 minut i zmarł - mówi pani Agnieszka. - Na karcie informacyjnej ze Świdnicy był potwierdzony koronawirus, czego my nie wiedzieliśmy, dowiedzieliśmy się dzień przed pogrzebem, kiedy centrum pogrzebowe szło dziadka ubrać. Usłyszeliśmy, że trumna będzie zamknięta, w worku, że nawet nie trafi do kościoła, tylko jak my przyjdziemy po mszy na cmentarz, to on już będzie w dole. W ziemi. I tak było - opowiada Małgorzata Lawendowska, córka pana Jana. - Była możliwość przyjęcia pacjenta wcześniej, ponieważ drugi szpital, w Dzierżoniowie, który odmówił przyjęcia, po paru godzinach jednak wyraził zgodę na przyjęcie, ale było już za późno - uważa radca prawny Małgorzata Hudziak z Kancelarii Lazer & Hudziak. W jej ocenie "najbardziej zawinił jednak pierwszy szpital, który odmówił przyjęcia pacjenta, w stanie zagrażającym jego życiu, to jest w trakcie świeżego udaru". - Pacjent, który dostał udaru, powinien być leczony w ciągu około czterech godzin, żeby leczenie odniosło skutek, tutaj pacjent został pozbawiony możliwości leczenia - dodaje. Dziennikarze "Interwencji" chcieli porozmawiać ze szpitalami, które odmówiły przyjęcia pacjenta. Szpital w Dzierżoniowie wysłał jednak krótkie oświadczenie: "Uprzejmie informujemy, że udzielenie informacji związanych z Pacjentem nie jest możliwe z uwagi na tajemnicę prawnie chronioną". Bliscy pana Jana nie mogą pogodzić się ze stratą. Rodzina zapowiada skierowanie sprawy do rzecznika praw pacjenta i do sądu. - Warto, żeby zgłaszać sprawy odmowy udzielenia świadczeń zdrowotnych, szczególnie teraz, w czasie epidemii, ponieważ pacjent ma prawo do udzielenia tych świadczeń natychmiast i stan epidemii nie może wyłączać odpowiedzialności szpitali - mówi radca prawny Małgorzata Hudziak z Kancelarii Lazer & Hudziak.