Te przewidywania są bardzo dynamiczne. Opublikowane właśnie przez Morgan Stanley, który doradza również rządom i instytucjom finansowym, opierają się na modelach w poszczególnych stanach USA i danych, które stamtąd spływają. Zła informacja jest jednak taka, że naukowcy, którzy przygotowali nowe prognozy, spodziewają się kilkukrotnego wzrostu liczby zakażonych - do 1,4 mln osób. Skąd tak drastyczny przyrost? Specjaliści nie mają wątpliwości, że kluczowe w powrocie do normalności będzie wynalezienie szczepionki (jest to zakładane na początek przyszłego roku), stworzenie odpowiednich testów odpornościowych, ale też ustabilizowanie się systemu opieki zdrowotnej, który w obecnej sytuacji bardzo dużej liczby osób zakażonych i znajdujących się na intensywnej terapii często jest na granicy wydolności. Problemem jest również niedostosowanie się do zakazu kwarantanny. Co więcej, zgodnie z przewidywaniami, bardzo prawdopodobna jest również kolejna fala epidemii, która może zacząć się pod koniec roku, w listopadzie, wraz z ochłodzeniem pogody. Zanim jednak miałoby do tego dojść, naukowcy twierdzą, że w sierpniu nowe zakażenia wyraźnie spadną, co będzie również oznaczało, że szkoły powinny być znowu otwarte od września, zgodnie z planem. Prawie 590 tysięcy potwierdzonych przypadków koronawirusa Obecnie w USA jest wykonywanych około 140 tys. testów dziennie, do ostatniej niedzieli wykonano ich prawie trzy mln. Przypomnijmy, że na razie w Stanach Zjednoczonych odnotowano prawie 590 tys. potwierdzonych przypadków koronawirusa. Dotychczas zmarło ponad 23 tys. osób. Pod względem zakażeń najgorszy był w Stanach ostatni piątek, 10 kwietnia, kiedy odnotowano 35 597 przypadków zachorowania. Od tego czasu krzywa zaczęła spadać poniżej 30 tys. (w poniedziałek 26,5 tys.). Z kolei jeśli chodzi o ofiary, również w piątek było ich najwięcej - 2028. W niedzielę i w poniedziałek liczba zgonów utrzymywała się na poziomie 1,5 tys.