Szalejąca na świecie epidemia koronawirusa zmusiła kraje do wprowadzenia drastycznych restrykcji, w tym ograniczenia zgromadzeń. Odbiło się to na wielu dziedzinach życia, w tym na organizacji pogrzebów. Liczba żałobników została ograniczona do pięciu lub mniej. Z powodu ilości zgonów, sposób żegnania zmarłych musiał ulec zmianie. Jak wygląda odprowadzenie zmarłego w ostatnią drogę? "Ojciec Edduar, katolicki ksiądz ubrany jak do mszy, wychodzi z budynku aby powitać członków rodziny, którzy przyszli na ostatnie pożegnanie. Zgodnie z zarządzeniem państwowym, każda grupa jest ograniczona do pięciu osób. Kierowca otwiera bagażnik, odsłaniając prostą drewnianą trumnę. Stojący za karawanem, pod zacienioną wiatą, żałobnicy zachowują dystans. Niektórzy mają maski, a nawet rękawiczki. Uściski i pocałunki są nieczęstym widokiem" - pisze CNN. Kilka minut na pożegnanie Od początku do końca takie uroczystości pogrzebowe trwają zaledwie około pięciu minut. Ksiądz skrapia trumnę wodą święconą, po czym dwójka pracowników krematorium ładuje trumnę na wózek i zabiera do krematorium. Wszystko odbywa się szybko, bez mów pożegnalnych, kazań, wystawiania zwłok, specjalnych pożegnań. Niektórzy, by umożliwić innym członkom rodziny uczestnictwo w ostatniej drodze zmarłego, prowadzą transmisję na żywo z króciutkiej uroczystości. Rodzina zmarłego nie przekracza nawet progu cmentarnej kaplicy. Madryt jest epicentrum epidemii koronawirusa w Hiszpanii i to tam miało miejsce około 40 proc. wszystkich zgonów na COVID-19 w kraju. Miejskie kostnice nie były w stanie podołać liczbie ciał, w związku z czym zwłoki przechowywane są w dwóch miejskich lodowiskach. "Gdy karawan odjeżdża, za chwilę na jego miejscu pojawia się kolejny. Krótkie ceremonie są prawie tak stałe, jak strumień gorąca uciekającego z komina krematorium, czasami zmieniający się w ciemny dym na mglistym niebie" - pisze CNN.