Koronawirus namnaża się szczególnie w okolicach nosa i gardła, a stamtąd dociera do drugiej osoby poprzez powietrze podczas oddychania i mówienia. Dlaczego więc nie spróbować zneutralizować wirusa na miejscu i poprzez płukanie ust i gardła zmniejszyć ryzyko przeniesienia choroby? - czytamy w "Spieglu". Minister zdrowia Jens Spahn mówił o tym w środę w "Neue Osnabruecker Zeitung". "Nie zostało to jeszcze udowodnione naukowo. Ale idea, która się za tym kryje, polega na tym, że płukanie ust płynami wytworzonymi z olejków eterycznych rozpuszczonych w alkoholu lub nawet w soli kuchennej powinno obniżyć poziom wirusa w jamie ustnej i gardle" - stwierdził Spahn. Niemieckie towarzystwo higieny szpitalnej w oświadczeniu z 2 grudnia zaleciło tzw. wirusobójcze płukanie gardła. "Podobnie jak na początku pandemii COVID-19 utrzymanie dystansu społecznego, ochrona jamy ustnej i nosa, dezynfekcja rąk i wentylacja wnętrz zyskały nowe znaczenie w profilaktyce w populacji. Ta łatwa w użyciu możliwość profilaktyki powinna być również wykorzystywana intensywniej" - stwierdzono. Higienistka szpitalna Klaus-Dieter Zastrow ogłosiła już we wrześniu w telewizji ZDF, że "regularne płukanie jamy ustnej niszczy wirusy". - Robimy to w szpitalach od kwietnia - powiedziała.