Korea Płn. sygnalizowała też ostatnio, że chce wznowić zawieszone dwa lata temu negocjacje sześciostronne w sprawie jej programu atomowego. Po spotkaniu z przedstawicielami chińskiego MSZ w Pekinie Bosworth powiedział, że Chiny i USA "nadal będą koordynować (tę kwestię) i konsultować się na temat programu wzbogacania uranu". Kraje te zgodziły się, że "konieczne jest wielostronne podejście do problemów Korei Płn.". - To niewiarygodne - uważa profesor Zhu Feng z Uniwersytetu Pekińskiego. - Dzisiejsze informacje dowodzą, że Korea Płn., niesprowokowana, ostrzelała południowokoreańską wyspę. To lekkomyślna prowokacja. Chcą zrobić dużo hałasu i przeforsować, by negocjacje ułożyły się po ich myśli. To stara sztuczka. Chiny i Rosja wyraziły zaniepokojenie sytuacją. Moskwa ostrzegła przed eskalacją konfliktu na Półwyspie Koreańskim, a Pekin wezwał obie strony, by przyczyniły się do pokoju i stabilności w regionie. Także Stany Zjednoczone potępiły atak i wezwały Koreę Płn. do powstrzymania się od działań bojowych. Zubożała Korea Płn. jest uzależniona od gospodarczej i dyplomatycznej pomocy Chin, a jej przywódca Kim Dzong Il w ubiegłym roku dwa razy odwiedził Pekin, m.in. by zyskać poparcie dla swojego syna Kim Dzong Una, który ma zostać jego następcą. Artyleria Korei Płn. ostrzelała we wtorek południowokoreańską wyspę Yeonpyeong na Morzu Żółtym w pobliżu spornej granicy pomiędzy obu krajami. Korea Płd. odpowiedziała ogniem i wysłała w okolice wyspy swoje myśliwce. W wyniku ostrzału zginęło co najmniej dwóch południowokoreańskich żołnierzy, a 12 zostało rannych; stan dwóch z nich jest poważny. W płomieniach stanęło kilkadziesiąt budynków. Według świadków mieszkańcy wyspy zostali ewakuowani do schronów. Wymiana ognia, która trwała około godziny, jest jednym z najpoważniejszych incydentów pomiędzy obiema Koreami w ostatnich latach - pisze Reuters. Świadkowie, na których powołuje się południowokoreańska telewizja YTN, relacjonują, że w wyniku wtorkowego ostrzału na wyspie wybuchły pożary, które objęły od 60 do 70 budynków. Na pokazywanych przez YTN zdjęciach widać słupy dymu unoszące się nad wyspą. Większość pocisków - według różnych relacji mogło być ich od kilkudziesięciu aż do 200 - uderzyła w bazę południowokoreańskiej armii. Według świadków pożary na zamieszkanej przez około 1200 ludzi wyspie Yeonpyeong wymknęły się spod kontroli. "Płoną domy i wzgórza. Mieszkańcy są ewakuowani. Niewiele widać z powodu dymu. Ludzie są śmiertelnie przerażeni" - mówi jeden ze świadków Po ostrzale wyspy przez siły Korei Północnej, Korea Południowa odpowiedziała ogniem artyleryjskim, jednak nie wiadomo, czy trafiła w terytorium Północy.