Po dziesięciu dniach intensywnych poszukiwań udało się odnaleźć drugą czarną skrzynkę samolotu linii Germanwings, który rozbił się w Alpach. Udało się to Alice Coldefy - jedynej kobiecie pracującej na miejscu katastrofy. To był jej pierwszy dzień pracy. O sprawie pisze AFP.
- Wszyscy się cieszyliśmy. To była ulga, szczególnie dla tych, którzy pracowali na miejscu katastrofy półtora tygodnia bez przerwy - przyznaje Coldefy.
32-latka jest jedyną kobietą w 43-osobowej załodze elitarnej górskiej policji (PGHM), która pracuje w Alpach, przeszukując miejsce katastrofy i wydobywając ciała z części wraku samolotu.
W czwartek po raz pierwszy została przydzielona do pracy na miejscu katastrofy. Razem z kolegą miała przeczesać niebadany wcześniej teren w poszukiwaniu osobistych rzeczy pasażerów - głównie elementów garderoby.
- Na skrzynkę trafiłam, kiedy szukałam tych ubrań - mówi Coldefy w rozmowie z AFP. Przyznaje też, że było ją wyjątkowo trudno zauważyć, bo była sczerniała od ognia i kolorem przypominała otaczające ja skały.
Znalezisko funkcjonariuszki było kluczowe dla śledztwa. Ujawniło, że 27-letni drugi pilot airbusa, Andreas Lubitz, celowo ustawił autopilota, a nawet ręcznie regulował prędkość tak, by samolot rozbił się o góry.
Warunki na miejscu poszukiwań
Warunki na miejscu poszukiwań są bardzo trudne, nawet dla tak doświadczonej osoby, jak Coldefy, która wielokrotnie zdobyła najwyższy szczyt Europy - Mont Blanc. Jak przyznaje funkcjonariuszka, pracę bardzo utrudnia kurz. - Pracujemy w maskach, ale mimo to trudno oddychać - opowiada. Na najbardziej stromych zboczach konieczne jest poruszanie się na linie.
Jak pisze AFP, czarna skrzynka leżała na końcu wąskiego wąwozu.
Pracę Alice pochwalił dowódca jednostki, Jean Baptiste Estachy.
W 2012 roku Coldefy zaczęła pracę w elitarnej jednostce policji górskiej (PGHM) w Chamonix jako pierwsza kobieta w historii. W 15 jednostkach PGHM pracują tylko 3 kobiety, w tym Alice.