Funkcjonariusze hiszpańskiej policji wkraczają do wielu lokali, konfiskują urny i karty wyborcze - informują hiszpańskie media. "To pierwsze urny i karty zajęte przez policję w Barcelonie" - napisano na Twitterze MSW Hiszpanii. Opublikowano również zdjęcie przejętych przedmiotów i poinformowano, że działania funkcjonariuszy będą kontynuowane. Na filmikach zamieszczanych w sieci widać, jak policjanci kopią, biją i szarpią Katalończyków. Przepychanki Po otwarciu lokalu wyborczego w Sant Julia de Ramis w hiszpańskiej prowincji Girona, gdzie głos w referendum planował oddać szef regionalnego rządu Carles Puigdemont, doszło do przepychanek między wyborcami a policją. Funkcjonariusze Gwardii Cywilnej siłą, wybijając szyby, wkroczyli do lokalu wyborczego w Sant Julia de Ramis - informują agencje. W relacji na żywo prowadzonej na stronie dziennika "El Pais" poinformowano, że są lokale, w których uczestnicy głosują bez przeszkód. Jako przykład podano leżącą 10 km od Barcelony Badalonę. Według mediów tamtejsza szkoła, w której głosują mieszkańcy, nie została zamknięta, ponieważ trwa tam jednocześnie mecz koszykówki. Padły strzały Hiszpańska policja użyła gumowych kul wobec osób protestujących w Barcelonie przeciwko działaniom funkcjonariuszy, którzy konfiskowali urny i karty do głosowania w katalońskim referendum niepodległościowym. Jest dwóch rannych. Do zdarzenia doszło w centrum miasta, w jednym z lokali wyborczych, do których weszli policjanci. Według świadków cytowanych przez AFP, chcący oddać głos ludzie usiedli na ziemi, blokując przejście funkcjonariuszom, którzy chcieli opuścić budynek. Wtedy policjanci strzelili gumowymi kulami. 37-letni mężczyzna doznał obrażeń nogi; druga osoba została zabrana do szpitala. Szef katalońskiego rządu zagłosował Szef regionalnego rządu Katalonii Carles Puigdemont zagłosował już w niedzielnym referendum. Jako że Gwardia Cywilna zamknęła jego lokal wyborczy, oddał głos w innym miejscu. Jednocześnie funkcjonariusze siłą usunęli uczestników plebiscytu, którzy chcieli głosować w lokalu wyborczym w Barcelonie. Kilka osób zostało zatrzymanych. Rząd centralny: Zmusiła nas sytuacja "Hiszpański rząd został - wbrew swojej chęci - zmuszony do wysłania policji, by powstrzymać głosowanie, które przerodziło się w farsę" - oświadczył na konferencji prasowej przedstawiciel rządu centralnego w Katalonii Enric Millo. "Zostaliśmy zmuszeni do zrobienia czegoś, czego nie chcieliśmy" - dodał. Zapytany o wcześniejsze oświadczenia regionalnych władz Katalonii, które poinformowały uczestników referendum, że jeśli ich lokal wyborczy będzie zamknięty, mogą głosować w dowolnym miejscu, Millo odpowiedział: "To wszystko wstyd, farsa. Pierwszy raz w historii zasady gry zostają zmienione na 45 minut przed rozpoczęciem głosowania". Pytanie referendalne Uczestnicy referendum odpowiadają na pytanie: "Czy chcesz, aby Katalonia została niepodległym państwem w formie republiki?". Hiszpański rząd Mariano Rajoya zapowiedział, że zrobi wszystko, aby nie dopuścić do niedzielnego plebiscytu w Katalonii. Premier wielokrotnie nazywał go "chimerą", grożąc wyciągnięciem konsekwencji wobec organizatorów. W ostatnich dniach Madryt zwiększył obecność hiszpańskich policjantów i funkcjonariuszy Gwardii Cywilnej w tym najbogatszym regionie Hiszpanii. Sparaliżowanie systemu informatycznego W sobotę Gwardia Cywilna dokonała rewizji w siedzibie centrum informatycznego rządu Katalonii. Interwencja służy uniemożliwieniu elektronicznego liczenia głosów w plebiscycie. W niedzielę rano budynek barcelońskiego Centrum Telekomunikacji i Technologii Informatycznej (CTTI) w dalszym ciągu był blokowany przez funkcjonariuszy hiszpańskiej policji. Niedzielny plebiscyt w Katalonii jest utrudniony także w związku z licznymi rewizjami, w efekcie których hiszpańska policja przejęła około 13 mln kart do głosowania na referendum. Część z nich skonfiskowano w budynkach katalońskiego rządu, gdzie 20 września przeprowadzono rewizje i aresztowano 14 osób, w tym wysokich rangą urzędników. Pomimo konfiskaty materiałów w komisjach wyborczych znajdują się karty do głosowania. Większość wyborców przychodzi z własnymi kartami, które w ostatnich dniach były dystrybuowane w kilku miejscach regionu, w tym na Uniwersytecie Barcelońskim. Rząd regionalny poinformował, że uznawane będą również karty wydrukowane na własną rękę, zgodne z oficjalnym wzorem.