Wśród nielicznych głos w tej sprawie zabrał premier Belgii Charles Michel. "Przemoc nigdy nie może być odpowiedzią! Potępiamy wszelkie formy przemocy i podkreślamy nasze wezwanie do dialogu politycznego" - napisał na Twitterze. Przemoc skrytykował także premier Słowenii Miro Cerar. "Jestem zaniepokojony tą sytuacją. Wzywam do dialogu politycznego, praworządności i pokojowych rozwiązań" - zaznaczył. W sprawie wydarzeń w Katalonii wypowiedział się również szef MSZ Wielkiej Brytanii Boris Johnson. "Jesteśmy oczywiście zaniepokojeni wszelką przemocą, ale wyraźnie referendum, jak to rozumiem, nie jest konstytucyjne, więc trzeba znaleźć równowagę" - powiedział Johnson agencji Reutera. "Mamy nadzieję, że wszystko się uspokoi" - dodał. Pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon napisała na Twitterze, że jest zaniepokojona informacjami napływającymi z Katalonii. "Niezależnie od poglądów na temat niepodległości, wszyscy powinniśmy potępić sceny, których byliśmy świadkami" - podkreśliła. Premier Węgier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-viktor-orban,gsbi,15" title="Viktor Orban" target="_blank">Viktor Orban</a> oznajmił, że katalońskie referendum jest wewnętrzną sprawą Hiszpanii i dlatego Węgry nie będą wypowiadać opinii na ten temat. "UE nie może odwracać wzroku" Część europejskich mediów wskazuje, że pomimo wezwań katalońskich polityków do potępienia przemocy, którą w niedzielę zastosowała policja w Katalonii, Europa milczy, traktując problem jako wewnętrzną sprawę Hiszpanii. Premier Katalonii Carles Puigdemont powiedział w niedzielę, cytowany przez AFP, że w tej sprawie UE nie może odwracać wzroku od problemu. Regionalny rząd Katalonii poinformował w niedzielę wieczorem, że podczas starć z policją co najmniej 844 osoby zostały ranne, w tym dwie znajdują się w ciężkim stanie. Rannych zostało też 33 policjantów. Jeden z najczarniejszych dni w historii hiszpańskiej demokracji Media w Hiszpanii twierdzą, że referendum niepodległościowe w Katalonii uczyniło z niedzieli jeden z najczarniejszych dni w historii demokracji w tym kraju. Odnotowują, że od czasu zakończonej w latach 70. XX w. dyktatury frankistowskiej nie było w kraju tak poważnego kryzysu politycznego. Według katalońskich władz, które podały dotychczas niepełne wyniki głosowania, 90 proc. osób biorących udział w referendum opowiedziało się za niepodległością; przeciwnych było około 8 proc. W nocy z niedzieli na poniedziałek Puigdemont zapowiedział, że jego rząd przekaże wyniki referendum niepodległościowego do lokalnego parlamentu. Uchwalony przez ten parlament tzw. Akt Przejściowy - nielegalny w opinii hiszpańskiego Trybunału Konstytucyjnego - przewiduje, że na wypadek zwycięstwa w plebiscycie zwolenników secesji samodzielne ogłoszenie niepodległości przez Katalonię miałoby nastąpić w ciągu 48 godzin od ogłoszenia wyników. Rzecznik hiszpańskiego rządu Inigo Mendez de Vigo oświadczył w poniedziałek, dzień po kontestowanym przez Madryt referendum w sprawie niepodległości Katalonii, że jest przekonany, iż <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-unia-europejska,gsbi,46" title="Unia Europejska" target="_blank">Unia Europejska</a> nie uznałaby ewentualnej niepodległości tego regionu Hiszpanii. Z Brukseli Łukasz Osiński