Akt oskarżenia zwrócono do prokuratury - podano w Wiadomościach TVP. - O godzinie 13. otrzymałem faks o odwołaniu - poinformował prokurator TVN24. Stacja podała także, iż prokurator w odpowiedzi na pismo sam zrezygnował z prowadzenia dalszego prowadzenia sprawy polskich żołnierzy. Prawdopodobną przyczyną odwołania była wczorajsza, drastyczna konferencja prasowa dotycząca szczegółów ostrzelania wioski przez polskich żołnierzy. Jednak pierwsze komentarze zaprzeczają tej tezie. - Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wezwał wojskową prokuraturę do uzupełnienia braku formalnego w akcie oskarżenia w sprawie ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel - poinformował wieczorem rzecznik ministra sprawiedliwości Grzegorz Żurawski. Potwierdził też odwołanie Karola Frankowskiego z funkcji szefa wydziału ds. spraw przestępczości zorganizowanej oddziału Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu. Podkreślił, że nie ma to nic wspólnego ze sprawą Nangar Khel. - Chodzi o przekształcenia etatów wojskowych na cywilne - dodał. Powiedział także TVN24, że prokurator Frankowski mógłby dalej prowadzić śledztwo jako prokurator cywilny, w związku ze zgodą MON na zmianę postępowania z wojskowego na cywilne. Wieczorne Wiadomości TVP podały, że sąd zwrócił prokuraturze akt oskarżenia, gdyż brakuje w nim załączników z adresami oskarżonych. Żurawski wyjaśnił, że sąd wezwał do uzupełnienia tego braku, co nie jest równoznaczne ze zwrotem całego aktu oskarżenia. Zapewnił, że brak zostanie w piątek uzupełniony. Frankowski powiedział, że dokumentu nie załączyła sekretarka, a decyzja sądu jest formalna i akta sprawy nie zostały odesłane do Poznania. Szefowie Naczelnej Prokuratury Wojskowej odwołali prokuratora Frankowskiego ze stanowiska szefa wydziału. - Zostałem odwołany i nie mam nic do dodania na ten temat - powiedział Frankowski. W środę prokuratura na specjalnej konferencji w Warszawie przedstawiła szczegóły aktu oskarżenia. Według śledczych, wojsko kontrolowało rejon, gdzie udały się siły szybkiego reagowania, które miały zająć się zabezpieczeniem i ewakuacją uszkodzonego transportera, a żołnierze plutonu szturmowego ostrzelali wioskę, mimo iż mieszkańcy wioski ani nikt w okolicy nie stanowił zagrożenia. "Wiadomości" wyemitowały też rozmowę z młodszym chorążym Tomaszem Świeradem, który w Afganistanie był oficerem łącznikowym i podwładnym amerykańskiego pułkownika Martina Schweitzera. Jego zdaniem, prokuratorzy mylą się twierdząc, że nie było zagrożenia dla polskich żołnierzy. - Nie jest żadną tajemnica, że talibowie działali także w tej wiosce - powiedział. Według niego, na Nanagar Khel spadło nie osiem pocisków a jeden, nieprawdą jest także to, że Amerykanie nie prowadzili własnego śledztwa. Zdaniem Świerada zapis z podsłuchu talibów działa na korzyść oskarżonych. - Jeden z nich (talibów) mówił, że Polacy rozstawili moździerze i strzelają, a pociski lecą w jego kierunku albo w rejon, gdzie on przebywa - powiedział. W ocenie śledczych, żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania - centrum i skraj wioski, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci. Zdaniem prokuratury, ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel". Według prokuratury, potwierdzają to naoczni świadkowie zdarzenia, jak i - pośrednio - biegli w swojej opinii. Na miejscu zdarzenia byli dwaj oficerowie - jeden odmówił wykonania rozkazu ostrzelania wioski, drugi usiłował mu zapobiec. W wyniku działań kilku polskich żołnierzy zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy inne kobiety - w tym jedna w ciąży, która zakończyła się urodzeniem martwego noworodka - zostały trwale okaleczone. Prokuratura oskarżyła siedmiu żołnierzy - sześciu z nich: chorążego Andrzeja O., plutonowego Tomasza B., kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza B., starszego szeregowego Jacka J. i starszego szeregowego Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia. Siódmego - starszego szeregowego Damiana L. - oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi kara od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia. Obecnie wszyscy oskarżeni żołnierze przebywają na wolności.