Przyszli gdzieś tak po pierwszej w nocy we trzech. (...) Z łomem, gumową pałką, kajdankami. (...) Powiedzieli, że biorą męża do Białołęki, powoływali się nawet na jakiś dekret. (...) Byli głośni, chamscy, a przede wszystkim bardzo się śpieszyli. (...) Starsze córki stały przerażone i milczące. Młodsze płakały głośno". "Obudziłam się, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Włączyłam radio. (...) Zmartwiałam. Poczułam przerażenie. Bardziej się je odczuwa, gdy przyroda jest tak nieprzyjazna. Zimno, lodowaty wiatr. Wyszłam z psem, a tu żołnierze w wojłokach, panterkach. Wóz pancerny na rogu ulicy. Podeszłam, musiałam sprawdzić, czy to polscy żołnierze". Pierwszą relację, nauczycielki Elżbiety Garal, żony przewodniczącego Solidarności z zakładów im. Nowotki w Warszawie, zapisała Joanna Siedlecka. Ukazała się ona w 1988 r. w jej książce "Jaworowe dzieci", wydanej jako druk podziemny przez Archiwum Solidarności. Druga pochodzi z wywiadu, którego Barbara Jaruzelska udzieliła w grudniu 2001 r. dla strony internetowej "Polki" w portalu Wirtualna Polska. (...) Dwie doby przed "Trzynasty grudnia" zaczął się nie o północy z dwunastego na trzynastego, ale wiele godzin wcześniej. Jak wynika ze znanych mi dokumentów i świadectw, ostateczna decyzja wyznaczająca moment ogłoszenia stanu wojennego na godz. 6.00 w dniu 13 grudnia zapadła nie później niż rano 11 grudnia. Moment ten w zaszyfrowanym języku dokumentów wojskowych nazwano godziną "G", w odróżnieniu od tego, co miało nastąpić po niej, a co nazwano stanem "W" (mniej wtajemniczeni posługiwali się też nazwą "stan "X"). Wybór nocy z soboty (12 grudnia) na niedzielę był oczywisty; już 10 miesięcy wcześniej, w trakcie pierwszych poważnych "przymiarek", uznano, iż optymalnym dniem rozpoczęcia działań będzie niedziela, kiedy zdecydowana większość zakładów pracy jest nieczynna, a więc natychmiastowa riposta strajkowa i mobilizacja Solidarności będą praktycznie niemożliwe lub co najmniej poważnie utrudnione. Decyzja polityczna, podjęta przez najwyższe gremium partii, zapadła wprawdzie 5 grudnia na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR, ale dano tam premierowi - gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu - swobodę wyboru konkretnej daty, która przez zebranych nie była - i nie mogła być - wyznaczona. Także w nocy z 8 na 9 grudnia, gdy Jaruzelski informował o harmonogramie działań marszałka Wiktora Kulikowa, naczelnego dowódcę wojsk Układu Warszawskiego, który ze swoim osobistym sztabem pojawił się właśnie w Warszawie, nie podał mu konkretnej daty. Można z tego wnosić, że jeszcze jej nie ustalił. Najpewniej decyzja co do daty zapadła po posiedzeniu Rady Wojskowej Ministerstwa Obrony Narodowej (MON), gremium, do którego należeli szefowie okręgów wojskowych, rodzajów sił zbrojnych oraz instytucji centralnych MON. Posiedzenie odbyło się w nocy z 9 na 10 grudnia. Na jego zakończenie - pisze we wspomnieniach gen. Jaruzelski - "podchodziłem do nich [uczestników zebrania] kolejno (?) [i] obejmowałem każdego".