Brexit w czwartkowym referendum poparło 51,9 proc. głosujących, pozostanie w Unii Europejskiej - 48,1 proc. obywateli. Frekwencja wyniosła 72,2 proc. Premier David Cameron zapowiedział, że wola narodu zostanie uszanowana (wyniki referendum formalnie musi zatwierdzić parlament), a w październiku przekaże władze swojemu następcy. Funt spada na łeb na szyję - Szok. To pierwsze słowo komentarza. I precedens, bo mamy pierwszy kraj w historii, który chce wystąpić z Unii Europejskiej, do tej pory to działało w drugą stronę. Zmieni się cała geopolityka europejska, bardzo musi się zmienić sama UE, o ile chce przetrwać. Wreszcie musi się zmienić polska polityka zagraniczna, bo tracimy ważnego partnera politycznego w Unii - podkreśla prof. Piotr Wawrzyk. Dla Ryszarda Czarneckiego wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej "to najgorsza możliwa wiadomość dla Europy i Polski". - Następstwa Brexitu będą fatalne w wymiarze politycznym i geopolitycznym. Funt spada na łeb na szyję. Nie sądzę, żeby nastąpiło jakieś ekonomiczne trzęsienie ziemi, ale w jakimś stopniu gospodarka też ten ruch odczuje. To wyraźne osłabienie UE pod względem innych graczy międzynarodowych, w tym Rosji, co jest szczególnie istotne z punktu widzenia Polski. Z największej czwórki Unii, Londyn był najbardziej realistycznie nastawiony do polityki Kremla, w porównaniu z Berlinem, Paryżem czy Rzymem - dodaje europarlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości. Szkocja przeciwna Brexitowi Decyzja o opuszczeniu Unii Europejskiej może doprowadzić do poważnych zmian w Wielkiej Brytanii. Szefowa Szkockiej Partii Narodowej Nicola Sturgeon zapowiedziała, że wiąże przyszłość kraju z Unią Europejską (62,2 proc. przeciwników Brexitu), zasugerowała także konieczność przeprowadzenia ponownego referendum nt. pozostania Szkocji w Wielkiej Brytanii. - Zaczną się perturbacje. Po pierwsze odejdzie David Cameron, a po drugie Szkoci ogłoszą kolejne referendum i tym razem wyjdą z Wielkiej Brytanii - uważa prof. Piotr Wawrzyk. Eurosceptycy przejmą władze? Brexit może pociągnąć za sobą podobne referenda w innych państwach Unii Europejskiej. W piątek o oddanie obywatelom głosu w sprawie członkostwa w UE apelowała <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-marine-le-pen,gsbi,1072" title="Marine Le Pen" target="_blank">Marine Le Pen</a> z francuskiego Frontu Narodowego i Geert Wilders z holenderskiej Partii Wolności. Czy zjednoczonej Europie grozi efekt domina? - To nie to samo. Pani Le Pen jest w opozycji, pan Wilders może liczyć na umiarkowane poparcie w swoim kraju. W Wielkiej Brytanii duża część rządzących elit opowiedziała się za Brexitem. Oczywiście takie tendencje dezintegracyjne mogą się pojawiać, ale bardziej na marginesach głównej sceny politycznej - twierdzi <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-ryszard-czarnecki,gsbi,2613" title="Ryszard Czarnecki" target="_blank">Ryszard Czarnecki</a>. Prof. Piotr Wawrzyk. - Mamy Holandię, Francję, ale też Austrię, Czechy, Danię. Brexit może być poważnym bodźcem, pozwalającym eurosceptykom przejąć władze. Zmiany albo rozpad Unii Europejskiej W opinii naszych rozmówców o przyszłości Unii Europejskiej zaważą wnioski, jakie rządzący wyciągną z wyników brytyjskiego referendum. - Lekarstwo może być równie złe, co sama choroba. Jeżeli Unia postawi na pogłębioną integrację i przekazywanie jeszcze większych możliwości decyzyjnych do Brukseli, a de facto do Berlina, to będzie to najgorsza z możliwych reakcji. Wtedy w niedługiej perspektywie zaczną się prawdziwe tendencje odśrodkowe w UE - prognozuje Ryszard Czarnecki. - <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-unia-europejska,gsbi,46" title="Unia Europejska" target="_blank">Unia Europejska</a> musi być bardziej efektywna w rozwiązywaniu problemów. Brytyjczycy dlatego wyszli z Unii, ponieważ jej instytucje są niedemokratyczne. Musi się zmienić filozofia działania UE, nie może być tak, że ona sobie uzurpuje jakieś prawa pozatraktatowe, co widzieliśmy w ostatnim czasie na przykładzie Polski. Jeżeli nie dojdzie do zmian, Unia zacznie się rozpadać. Problem w tym, że europejscy politycy nie przystają do problemów, z jakimi muszą się mierzyć. Nie ma dziś polityków chociażby pokroju Margaret Thatcher czy Francoisa Mitterranda - zaznacza prof. Piotr Wawrzyk. Egzamin dla polskiej dyplomacji Dotąd, zwraca uwagę badacz UE z Uniwersytetu Warszawskiego, układ sił w Unii był dwubiegunowy. Z jednej strony tandem Niemcy - Francja nawoływał do dalszej integracji europejskiej, z drugiej mieliśmy grupę państw pod wodzą Wielkiej Brytanii (w tym Polskę) sceptycznie nastawioną do polityki Brukseli. - Lider tej formacji wypada z gry. Z jednej strony to dla nas niekorzystne, bo tracimy dużego partnera, z którymi Niemcy muszą się liczyć, z drugiej tym największym krajem, reprezentującym stanowisko grupy stajemy się my - zauważa prof. Piotr Wawrzyk. I dodaje: - Czekają nas bardzo trudne negocjacje w ramach UE, żeby przekonać partnerów przeciwnych reformom, że to jedyny sposób, żeby Unia dalej funkcjonowała. To ogromny egzamin dla polskiej dyplomacji. Pytanie, czy będzie w stanie sprostać temu wyzwaniu? Rozmawiał <a href="https://wydarzenia.interia.pl/autor/dariusz-jaron" target="_blank">Dariusz Jaroń</a>