Premier Wielkiej Brytanii Theresa May chce rozpocząć negocjacje w sprawie wyjścia z Unii pod koniec marca, powołując się na artykuł 50. traktatu lizbońskiego. W ubiegłym tygodniu brytyjski Wysoki Trybunał (High Court) orzekł jednak, że rząd nie może zainicjować tego procesu bez zgody obydwu izb parlamentu. Gabinet May liczy na to, że <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-sad-najwyzszy,gsbi,28" title="Sąd Najwyższy" target="_blank">Sąd Najwyższy</a> zmieni decyzję trybunału podczas rozprawy, która powinna się odbyć w przyszłym miesiącu. Jednak pierwsza minister Szkocji podkreśliła we wtorek, że jej rząd będzie interweniował w tej sprawie, ponieważ "zgoda szkockiego parlamentu (na Brexit) powinna zostać uzyskana zanim zainicjowany zostanie artykuł 50". Sturgeon ostrzegła niedawno, że "nie blefuje" mówiąc o tym, że jeśli wola Szkotów nie będzie respektowana w kontekście Brexitu, to przeprowadzą oni kolejne referendum w sprawie ewentualnej secesji od Zjednoczonego Królestwa. W czerwcowym referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej Szkocja i Irlandia Północna głosowały za pozostaniem we Wspólnocie, a Anglia i Walia - za Brexitem. Sturgeon już w połowie października ogłosiła, że wkrótce zostanie przedstawiony nowy projekt ustawy o referendum w sprawie niepodległości, ponieważ Brexit zmienia warunki przynależności Szkocji do Zjednoczonego Królestwa. Podczas gdy w skali całego Zjednoczonego Królestwa w czerwcowym referendum 52 proc. Brytyjczyków głosowało za opuszczeniem UE, w Szkocji 62 proc. wyborców było za pozostaniem we Wspólnocie. Od tego czasu Sturgeon powtarza, że Edynburg poważnie rozważa kolejne referendum niepodległościowe. Poprzednie głosowanie odbyło się we wrześniu 2014 roku; 55 proc. Szkotów głosowało przeciwko niepodległości ich kraju.