Zbuntowana frakcja wśród brytyjskich konserwatystów sprzymierzyła się z opozycją w celu zablokowania rządowych planów wyjścia z Unii Europejskiej bez umowy rozwodowej. Jej członkowie oraz niektórzy eksperci uważają, że jeżeli plan Johnsona się powiedzie, skutki dla brytyjskiej gospodarki będą katastrofalne. Źródło agencji Reutera w Partii Konserwatywnej twierdzi, że jeśli we wtorek część torysów zagłosuje przeciwko stanowisku rządu, to podkopią w ten sposób jego pozycję negocjacyjną i oddadzą kontrolę socjalistycznemu przywódcy Partii Pracy Jeremy’emu Corbynowi, co kolei poskutkuje dla nich niedopuszczeniem do startu w najbliższych wyborach. Były minister sprawiedliwości, David Gauke, obecnie jeden ze zbuntowanych konserwatywnych członków parlamentu uważa, że strategią rządu jest "przegrać w tym tygodniu i doprowadzić do powszechnych wyborów". Czy Johnson utrzyma władzę? Przewodniczący Izby Gmin Jacob Rees-Moog mówi, że to, jak zagłosują opozycyjni wobec twardego brexitu konserwatyści, zdecyduje o zaufaniu do rządu. "Ważne jest, żeby zadbać o zaufanie do rządu w Izbie Gmin. Teraz to kwestia tego, czy owo zaufanie i kontrolę nad prawodawstwem otrzyma Jeremy Corbyn czy Boris Johnson" - tłumaczy polityk. Reuters pisze, że wybory oznaczałyby trzy możliwości: probrexitowy rząd Johnsona, rząd laburzystów pod wodzą Corbyna albo skłócony parlament, który mógłby prowadzić do utworzenia koalicji lub rządu mniejszościowego. Nick Boles, były konserwatysta, obecnie niezależny członek parlamentu, mówi, że przeciwnicy rozwodu bez umowy będą naciskać na rząd, żeby ten wniósł w Unii o kolejne odroczenie brexitu, jeżeli nie uda się renegocjować umowy do określonego terminu w październiku. Boris Johnson zawnioskował w zeszłym tygodniu o zawieszenie parlamentu, co poparła królowa Elżbieta II. Jego przeciwnicy wnieśli do sądu sprawę o odwołanie tej decyzji. Przesłuchania mają się odbyć 3, 5 i 6 września.AK