W czwartek komisja weryfikacyjna prowadzi posiedzenie na zasadach ogólnych, na które wezwani zostali współpracownicy Marka M.; pojawia się on w szeregu spraw związanych z reprywatyzacją nieruchomości, a przez media jest nazywany "handlarzem roszczeń". Jako drugi zeznaje Hubert Massalski. Massalski zeznał, że jego ojciec próbował nieskutecznie odzyskać nieruchomości, które kiedyś posiadała jego rodzina. Około 2001 r. - zeznawał świadek - do jego ojca zwrócił się Marek M.; zaproponował podjęcie działań, które doprowadzą do skutecznego zwrotu nieruchomości. Ojciec Massalskiego przystał na tę propozycję. Wśród nieruchomości, które udało się odzyskać Massalskim przy pomocy M. jest kamienica przy Francuskiej 30 na przełomie 2009 i 2010 r. Dodał, że towarzyszył Markowi M. m.in. w wizytach w Ministerstwie Infrastruktury, ale nie był już gościem Biura Gospodarki Nieruchomościami. Później M. - jak powiedział Massalski - zaproponował mu współpracę w 2006 r. przy zarządzie nieruchomością przy Otwockiej 10 na warszawskiej Pradze-Północ. Przyznał, że jako zarządca dokonał podwyżek cen najmu lokali, a żaden z lokatorów takiej decyzji nie zaskarżył. Czynsze - jak mówił - wzrosły z ok. 3 na 12 zł za mkw. Dodał, że kolejnych podwyżek już nie był. Mówił również, że prowadzone były działania eksmisyjne wobec lokatorów ze względu na zły stan techniczny budynku. Jak dodał Massalski, w tych działaniach uczestniczył m.in. prokurator. "Stawki nie pamiętam" Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał świadka, kiedy pojawił się po raz pierwszy w kamienicy przy ul. Dahlberga 5. Świadek zeznał, że było to w grudniu 2007 r. Jak mówił następnie, podczas spotkania współwłaścicieli nieruchomości w urzędzie dzielnicy na Woli, zaproponowano mu przejęcie funkcji zarządcy nad nieruchomością przy Dahlberga 5. Jak doprecyzował, taką propozycję przedstawiło dwóch prywatnych właścicieli, a trzeci współwłaściciel, czyli miasto, "nie miało problemu z tym". Świadek był pytany, jakie czynności podjął po podpisaniu umowy ze współwłaścicielami w stosunku do mieszkańców. "Podwyższyłem czynsz do wysokości powyżej 3 proc. wartości odtworzeniowej, stawki nie pamiętam" - zeznał świadek. Jak mówił, podwyżka wynikała z "niepokrywania kosztów związanych z utrzymaniem nieruchomości". Kaleta pytał także, czy M. rozmawiał z Massalskim, co do swoich oczekiwań w zakresie sposobu zarządzenia nieruchomością. Według Kalety na spotkaniu z burmistrzem Woli M. nie ukrywał, że celem jego działań jest "doprowadzić do eksmisji najemców ze względu na zadłużenie, które powstało w wyniku tak znacznego podwyższenia czynszu". Massalski powiedział, że do niego takie głosy nie dotarły. Jak dodał M. mówił o tym, że z pewnością dojdzie do podwyżki czynszów, bo nie da się za stawkę czynszu 2 zł za metr kwadratowy utrzymać nieruchomości. Przewodniczący komisji <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-patryk-jaki,gsbi,20" title="Patryk Jaki" target="_blank">Patryk Jaki</a> zapytał, czy zatem podwyższanie czynszów nie miało nic wspólnego z chęcią doprowadzenia do wyprowadzenia się lokatorów. "Ja uważam, że to jest nieprawda" - powiedział Massalski. Podkreślił, że z bieżącym zarządzaniem kamienicy przy Dahlberga nie ma nic wspólnego od 2008 r. "Marek M. nabył roszczenia za kilkaset zł" Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał Massalskiego, czy otrzymywał wynagrodzenie za zarządzanie nieruchomościami należącymi do Marka M. "Na początku kwotę pobierałem z wpływów, które były, natomiast później już nie pobierałem żadnego wynagrodzenia" - odparł. Dodał, że wystawiał też Markowi M. faktury, które nie zostały przez niego opłacone. Dopytywany jaką kwotę jest mu winny Marek M., Massalski odparł, że nie pamięta. "Nie umiem odpowiedzieć, to nie jest dla mnie istotne, to stara sprawa" - podkreślił. "Jeżeli się pan pyta, dlaczego mam wierzytelność wobec pana Marka M., to mam w związku z tym, że odkupiłem od niego udziały w rodzinnej nieruchomości na ul. Francuskiej 30, żeby pozostać tam właścicielem" - powiedział Massalski zwracając się do Kalety. Wiceprzewodniczący komisji pytał za ile Massalski sprzedał Markowi M. roszczenia, a następnie odkupił od niego prawa do nieruchomości przy ul. Francuskiej 30. "Nie pamiętam czy to było nabywane ode mnie, czy od moich rodziców. To było 100-200 złotych. Tego typu kwota" - odparł Massalski. Dodał, że prawa do tego adresu odkupił później od Marka M. za 2 mln złotych. "Ja jestem związany z ta nieruchomością i zapłaciłem za to rynkową wartość" - dodał. "Duża przebitka" - zwrócił uwagę Kaleta. Dopytywał, dlaczego świadek sprzedał roszczenia za kilkaset złotych. "Ponieważ szanuję umowę, którą podpisał mój ojciec z panem Markiem M. i taką kwotę ustalili w 2000 czy 2001 roku" - odparł Massalski.