Śpiewak, który obecnie należy do Stowarzyszenia Wolne Miasto Warszawa jest autorem książki "Ukradzione miasto", która w poniedziałek ukazała się w księgarniach. Opowiadał o niej w "Superstacji". "17 stycznia 1997 roku dotarliśmy do protokołu konferencji i seminarium, które zorganizowało Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Wtedy w warszawskim ratuszu (prezydentem był wówczas Marcin Święcicki - PAP), odbyła się narada z udziałem kilku sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego i urzędników warszawskiego ratusza" - mówił opisując początek swojego śledztwa. Dopytywany, kto uczestniczył w seminarium, doprecyzował: "trzech sędziów NSA i wiceprezydent Warszawy". "Te nazwiska szerokiej publiczności nic nie będą mówiły, są to osoby, które raczej były na zapleczu reprywatyzacji" - tłumaczy Śpiewak. Dodał, że "spotkali się i ustalili, jak mają przebiegać postępowania reprywatyzacyjne". "Co skandaliczne - rezultat ich pracy był sprzeczny z wówczas obowiązującym orzecznictwem sądów administracyjnych" - podkreślił Śpiewak. Jak dodał, w 1999 roku ówczesny prezydent Warszawy Paweł Piskorski "oddał kamienicę przy ul. Flory 3, uzasadniając jej zwrot nie w oparciu o orzecznictwo sądowe, tylko opierając się na ustaleniach konferencji SKO". "Znaleźliśmy wystarczająco dużo tropów, żeby stwierdzić, że w dzikiej warszawskiej reprywatyzacji brała udział zorganizowana przestępczość; czyli np. pan Piotr B. pseud. Łapa (...) - to jest osoba bardzo ściśle związana ze służbami WSI i rosyjskimi służbami specjalnymi" - powiedział Śpiewak. Jak podkreślił, "to był układ ze styku służb, zorganizowanej przestępczości i wielu prawników". Według Śpiewaka korzystały z tego również "osoby pochodzące ze świata mediów, celebryci"; "cały przekrój warszawskiego establishmentu" - powiedział. Ocenił równocześnie, że wszystko "zaczęło za prezydentury Święcickiego w połowie lat 90-tych". "Potem był Paweł Piskorski i kontynuacja tego układu, który nigdy nie został rozliczony, bo przychodzi Lech Kaczyński, który wstrzymuje całe miasto, bo boi się korupcji, i nic się nie dzieje, ale w 2005 roku (...) przychodzą komisarze pisowscy - pan Marcinkiewicz i Kochalski i zaczynają robić to samo, co poprzednicy; potem przychodzi Hanna Gronkiewicz-Waltz" - wskazywał Śpiewak. Podkreślił, że swoją książkę pisał "bardzo szybko" bo "miał dylemat, czy informować te osoby, które są w książce, że w niej będą". Podkreślił także, że aktualnie "ma dziesięć toczących się przeciw niemu spraw" w sądach. "Ryzyko, że publikacja książki zostanie wstrzymana była bardzo wysoka. (...) Razem z wydawcą uznaliśmy więc, że ograniczymy się w ocenach do minimum i przedstawimy fakty, co do których nie ma żadnej wątpliwości i, które można udowodnić na drodze sądowej" - powiedział.