Jan Dopierała. "To była moja pierwsza rodzina"
W czasie II wojny światowej Niemcy uprowadzili Jana Dopierałę z domu dziecka. Trafił do Rzeszy, a potem do Austrii. W rodzinie zastępczej Glucków po raz pierwszy poczuł, co to znaczy mieć rodziców. Po wojnie wrócił do Polski dzięki staraniom swojej dawnej opiekunki z sierocińca. O swoich doświadczeniach z czasów wojny opowie podczas międzynarodowej konferencji naukowej "Rabunek i germanizacja polskich dzieci" w dniach 21-22 listopada w Krakowie.
Poniżej prezentujemy fragment książki "Teraz jesteście Niemcami", która ukazała się nakładem Wydawnictwa M.
***
Dom stał na rogu. Mieszkaliśmy na pierwszym piętrze. Ale budynek był wyższy. Przy wejściu korytarz, na lewo kuchnia, dalej duży pokój. Taki przechodni. Do kolejnego pokoju. Układ mieszkania pamiętam do dziś. Ale "mutti" i "papy" nie. To znaczy Elizy i Franza Glucków. Austriaków, którym oddano mnie do zniemczenia. Wybrali mnie sobie w ośrodku germanizacyjnym. Na wojnie stracili syna.
Mieszkałem więc w Salzburgu. Miałem dziewięć lat. Nazywałem się Hans Gluck. Chodziłem do niemieckiej szkoły. Mówiłem tylko po niemiecku. Śpiewałem niemieckie piosenki.
Ale w domu był jeszcze jeden chłopak. Młodszy ode mnie. Grał na skrzypcach. Jakby mój brat. Nie wiem, czy był biologicznym synem Glucków. Jak miał na imię? Czy się bawiliśmy? Lubiliśmy? Nie pamiętam.
Glucków też prawie nie pamiętam. Byli dla mnie dobrzy? Źli? Wiem tylko, że jak po wojnie zabrano mnie do obozu dla przemieszczonych, to wróciłem raz do ich domu. W obozie dawano nam dużo cukierków. Odkładałem swoje. Gdy uzbierała się pokaźna paczka, zrobiłem zawiniątko i zaniosłem Gluckom. Ale nie było ich w domu. Powiesiłem cukierki na klamce i odszedłem.
Czy bym u nich został, gdyby otworzyli drzwi? Nie wiem. Myśląc w dzisiejszych kategoriach, to pewnie nie, bo i tak zaraz by mnie zabrano z powrotem do obozu. Ale wtedy... Pewnie tak. To była moja pierwsza rodzina. Pierwsza mama, pierwszy tata... Wcześniej te relacje, te emocje były mi obce.
***
Pyk. To wyłączył się czajnik elektryczny. Woda na kawę gotowa. "Byłbym zapomniał! Mam jeszcze coś do kawy" - przypomina sobie Jan i wychodzi. Zalewam zmielone ziarna i czekam. Wraca z talerzykiem ciasta.
Znów siadamy naprzeciw siebie. Jesteśmy w salce na jednej z plebanii w Poznaniu. Jan ma 84 lata. Siwe włosy. Niebieskie oczy. Choć nie. One nie są niebieskie. Są błękitne.
Pracuje w pobliskim kościele. Robi dekoracje. Na Boże Narodzenie, Wielkanoc. Na stole nieliczne dokumenty, które zgromadził o swojej przeszłości. List z PCK potwierdzający, że był dzieckiem germanizowanym. Zdjęcie z Barcelony, na którym szeroko się uśmiecha, ściskając dwóch najlepszych kolegów, też ofiary nazistowskiej polityki rasowej. Hiszpańska książeczka zdrowia dziecka.
Według informacji z PCK, Jan urodził się 16 stycznia 1934 roku w Zdunach koło Poznania. W czasie II wojny światowej "został wywieziony do Niemiec celem germanizacji".
***
Po latach pojechałem do Krotoszyna. Przejrzałem księgi parafialne. I wiem na pewno, że Jan Dopierała to moje prawdziwe dane. Mama miała na imię Zofia. Imienia taty w księgach nie było. Do dziś go nie znam. Ktoś mi kiedyś poradził, żebym w dokumentach w rubryce "imię ojca" wpisywał Jan. I tak robiłem. A potem ni stąd ni zowąd pojawił się "Czesław". Ktoś się musiał pomylić, bo Czesiek to moje drugie imię.
Wychowywały mnie zakonnice w domu dziecka w Zdunach. Nie wiem, jak tam trafiłem, ani ile miałem wtedy lat. Pamiętam tylko moją wychowawczynię - Stefanię Wiśniewską. To za jej sprawą wróciłem do Polski. *
* Fragment książki "Teraz jesteście Niemcami", która ukazała się nakładem Wydawnictwa M.
ZAPRASZAMY NA PIERWSZĄ MIĘDZYNARODOWĄ KONFERENCJĘ NAUKOWĄ, POŚWIĘCONĄ RABUNKOWI I GERMANIZACJI POLSKICH DZIECI W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ
21-22 LISTOPADA, UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY W KRAKOWIE
Organizatorami konferencji są Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń Uniwersytetu Pedagogicznego oraz Instytut Pamięci Narodowej.