Rano prezydent Francji Francois Hollande złożył kwiaty i odsłonił tablice z nazwiskami ofiar we wszystkich miejscach zeszłorocznej masakry. Dżihadyści zaatakowali stadion Stade de France, pięć stołecznych kawiarni i salę koncertową Bataclan. Zamordowali 130 osób różnych wyznań i narodowości. Wczesnym popołudniem stowarzyszenia rodzin ofiar i osób, które przeżyły zamachy, zorganizowały spotkanie przed merostwem XI dzielnicy, kilkaset metrów od Bataclanu. Na tej nieoficjalnej uroczystości zjawił się niezapowiedziany prezydent Hollande. To spowodowało zaostrzenie kontroli policyjnych i uniemożliwiło wielu paryżanom udział w uroczystości, której głównym punktem było wypuszczenie w powietrze wielokolorowych balonów. "To symbol życia w hołdzie poległym" - powiedziała Caroline Langlade, prezeska stowarzyszenia "Life for Paris". Po południu tłum zebrał się spontanicznie na placu Republiki. U stóp pomnika Republiki składano kwiaty, znicze i napisy. Młode osoby podchodziły do siebie, przytulając smutnych i całując je. "Po to, by pokazać miłość, odwagę i chęć życia" - tłumaczyła jedna z nich. Wieczorem w wypełnionej katedrze Notre Dame arcybiskup Paryża Andre Vingt-Trois odprawił mszę w intencji ofiar zamachów. W tym samym czasie kanał Świętego Marcina, w pobliżu Bataclanu i kilku zaatakowanych lokali, rozświetlił się lampionami puszczonymi na wodę przez setki okolicznych mieszkańców. "Przyszliśmy tu z tego samego powodu co wczoraj przed budynek Bataclanu, przyszliśmy do światła, bo światło uzdrawia" - powiedziała Patricia, przygotowując lampion. Jeden z policjantów pilnujących porządku przyznał w rozmowie z PAP, że nie mógł powstrzymać wzruszenia, gdy pewien nastolatek puszczał na wodę lampion z napisem: "miłość silniejsza jest niż kałasznikow". Maria, Polka mieszkająca nad brzegiem kanału, codziennie wraca myślami do masakry, przechodząc koło zaatakowanych przed rokiem lokali. "Pamiętam, jak zmywano tam krew z chodników, kiedy moja córka stała w kolejce do szpitala, by krew oddać" - powiedziała. Z Paryża Ludwik Lewin