Niemal codziennie od wygranych wyborów Donald Trump zdradza kolejne nazwiska, które zasilą jego administrację, kiedy na dobre przejmie władzę od Joe Bidena. Prezydent elekt Stanów Zjednoczonych kompletuje zespół, który przede wszystkim ma być skuteczny, ale też dostarczać nieco kolorytu. Najgłośniejsze nazwisko, które znajdzie się w przyszłej administracji Trumpa to bez wątpienia Elon Musk. Ten multimiliarder jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie, ale teraz spróbuje swoich sił na innym polu. O twórcy Tesli, już po wygranych wyborach przez republikanów, pisaliśmy obszernie w innym tekście. Musk nie będzie jednak działał sam, bo wraz z innym miliarderem, Vivekiem Ramaswamym, będą kierować departamentem efektywności. - Ramaswamy jest bardzo bogaty w polskich kategoriach, ale jego majątek jest wyceniany na "zaledwie" miliard dolarów. Faktem jest jednak, że wybór, którego dokonali Amerykanie, uwidacznia siłę zamożności tych, którzy tę kampanię wspierali. Wypracowali w ten sposób wynik, który znokautował konkurentkę Trumpa - mówi Interii prof. Artur Kozłowski z WSB Merito w Gdańsku. Donald Trump a Biały Dom. Robert Kennedy Jr zajmie się zdrowiem - "Money talks", pieniądze mówią, mówią tutaj bardzo dużo o wpływie osób zamożnych, które będą chciały, by te zainwestowane w kampanię środki odzyskać z nawiązką. Z jednej strony mamy komunikat izolacjonistyczny republikanów, ale by zrealizować kwestie przychodowe będą chcieli być obecni w różnych częściach świata i wpływać na to, by ich firmy mogły się rozwijać - dodaje profesor, którego zapytaliśmy, czy Stanami Zjednoczonymi zaczną rządzić oligarchowie. Co ciekawe, zdrowiem Amerykanów ma się zająć człowiek, który słynie z kontrowersyjnych teorii, czyli Robert Kennedy Jr. Przekonywał, że substancje chemiczne w wodzie powodują u dzieci homoseksualizm, a fluor obniża inteligencję. Kennedy jest zadeklarowanym antyszczepionkowcem, a nawet podaje, że szczepionki powodują autyzm. Mało? Nowy człowiek w administracji Trumpa (o ile uda mu się uzyskać przychylność Senatu - red.) uważa, że wirus HIV nie jest przyczyną AIDS. Bratanek Johna F. Kennedy’ego nie jest jednak na tle przyszłego gabinetu Trumpa jakimś spektakularnym wyjątkiem. Raczej potwierdza klucz, jakim kierował się prezydent elekt. - Trump zawsze chce przykuwać uwagę. A żeby to robić wymyślił sposób, by być kontrowersyjnym, na swój sposób oryginalnym, zaskakiwać. W związku z tym dobiera sobie takie osoby. Zapewniają kontrowersje, a jednocześnie będą mu bezwzględnie posłuszne. Z tym posłuszeństwem przy pierwszej kadencji nie do końca tak było. Jedynym człowiekiem, potencjalnie wolnym od nacisku samego Trumpa, może być Elon Musk, ale ten miliarder też w pewnym stopniu zależy od środków publicznych - tłumaczy prof. Kozłowski. Kto jest kim w nowej administracji Trumpa? Kto jeszcze przykuwa uwagę? Sekretarzem stanu ma zostać Marco Rubio, czyli przeciwnik Trumpa z prawyborów republikańskich w 2016 roku. Za kwestie migracyjne ma odpowiadać Tom Homan, który podobną rolę pełnił w pierwszej kadencji Trumpa, który zresztą nazywa go "carem granicy". Szefem CIA ma zostać wierny druh Trumpa John Radcliffe, który w poprzedniej kadencji był dyrektorem wywiadu narodowego. Sekretarzem obrony ma natomiast zostać były żołnierz, przez ostatnie lata prezenter telewizji Fox News Pete Hegseth, który - co ważne z naszego punktu widzenia - opowiadał się za zmniejszeniem amerykańskiej pomocy dla Ukrainy. Uwagę przykuwają też dwie kobiety. Kristi Noem, która ma odpowiadać za bezpieczeństwo narodowe, jest zamiłowaną propagatorką dostępu do broni. Chwali się nawet, że broń posiada i aktywnie z niej korzysta. Przykłady? W biografii Noem opisuje, jak to zabiła kozę, która niszczyła ubrania jej rodziny, a także psa, który wydusił kury sąsiadów. Inną kobietą w gabinecie Trumpa będzie Tulsi Gabbard, która szykowana jest na szefa wywiadu. To ważna postać z perspektywy wojny Ukraina-Rosja, bo polityczka znana jest z prorosyjskich poglądów. To ona spotykała się potajemnie w Syrii z Baszarem Al-Asadem i to ją Hillary Clinton oskarżała o pracę na rzecz Rosji. Jak ważne jest to z punktu widzenia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej? - Amerykanie, którzy popierali Trumpa, od dłuższego czasu wyraźnie komunikują, że gdzie indziej postrzegają akcenty. Chcą je lokować w obszarze Indopacyfiku. Marco Rubio będzie miał wielki wpływ na realizację polityki Trumpa. Rywalizacja z Chinami jest tą, na której republikanie chcą się skoncentrować. Na Chiny patrzy się jak na mocarstwo, które może wyprzeć USA ze stref wpływów w wielu miejscach świata. Inaczej więc niż my byśmy chcieli, patrzą na Rosję. Bardziej będą chcieli zneutralizować ten konflikt, by większa koncentracja poszła w rejon Indopacyfiku. A dobór tych współpracowników właśnie o tym świadczy - uważa prof. Kozłowski. - Pamiętajmy, że realna polityka zostaje u Trumpa. To ciekawe, że w swej nieprzewidywalności staje się przewidywalny. Stara się tworzyć zasłony dymne, właśnie takimi kontrowersyjnymi nominacjami, ale działania podejmuje konkretne. Abstrahując od tego, co te osoby mówią publicznie, nie oznacza, że nie są one racjonalne w podejmowaniu decyzji - dodaje prof. Kozłowski. Kto może nas najbardziej zaskoczyć? "Elon Musk" Trump tworzy więc prawdziwy "dream team", oparty na ludziach o nieszablonowych biografiach, a każda z nominacji wzbudza emocje. Na kogo z tego konglomeratu ekscentryków powinniśmy zwracać największą uwagę? - Elon Musk jest wielką zagadką. Człowiekiem, który realnie ma szansę w przyszłości zastąpić Donalda Trumpa. Możliwe, że wyobraził sobie, że będzie panem świata. A ma przecież olbrzymią fortunę. Obserwacja jego poczynań będzie bardzo ciekawa - prognozuje nasz rozmówca. - Oryginalny i szalony język Ramawamy'ego też jest dla normalnych uszu nie do strawienia. Ale być może rywalizacja tych dziwnych poglądów teraz właśnie znajduje poparcie i posłuch. Ten duet będzie ciekawy do obserwacji - podkreśla. Prof. Kozłowski zwraca też uwagę na jedną postać, która nieśmiało przewija się w tekście. Mowa o samym Donaldzie Trumpie. - Trump pozostanie sobą i kto wie, ile jeszcze razy nas zaskoczy. Ten licznik kłamstw, które wypowiadał przy pierwszej kadencji, wyraźnie wskazywał, że mamy do czynienia z osobą, która po prostu mówi i mówi. Nie było ważne, czy miało to odniesienie do stanu faktycznego. Chyba się powinniśmy nauczyć, że konkretne działania i interesy są zasłaniane tymi słowami - podpowiada prof. Kozłowski. Łukasz Szpyrka ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!