W każdą niedzielę do Narodowego Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown przyjeżdżają tłumy Polaków mieszkających w Pensylwanii i okolicznych stanach. Frekwencja podczas ostatniej niedzielnej mszy świętej była wyższa niż zwykle. - Przyjechałam z rodziną z czystej ciekawości, żeby zobaczyć polską parę prezydencką - mówi Interii Beata, która mieszka w New Jersey od 18 lat. - A miała pani nadzieję zobaczyć Donalda Trumpa? - dopytuję. Otoczenie kandydata republikanów kilka dni przed przylotem Andrzeja Dudy do USA podsycało plotki o możliwym spotkaniu polityków w amerykańskiej Częstochowie przy okazji mszy i odsłonięcia pomnika Solidarności. Ostatecznie kandydat republikanów na miejsce nie dotarł i jedynie pozdrowił uczestników uroczystości w mediach społecznościowych. - Szkoda, że się nie udało, bo takie spotkanie mogłoby pomóc Trumpowi w walce o prezydenturę - usłyszałem w odpowiedzi. W Pensylwanii Amerykanów o polskich korzeniach jest ponad 800 tysięcy. Poza tym to jeden z kluczowych wahających się stanów (tzw. swing state), na który przypada aż 19 głosów elektorskich. Karty wrzucone przez Polaków do urny mogą więc zaważyć w Pensylwanii o rozstrzygnięciu na korzyść jednego z kandydatów. O roli Pensylwanii w tegorocznych wyborach w USA opowiada Michał Michalak w programie "Filibuster": Wybrowy prezydenckie w USA 2024. Temat tabu Wydarzenie w amerykańskiej Częstochowie przyciągnęło przede wszystkim zwolenników prezydenta Andrzeja Dudy (z kontekstu rozmów wynikało, że byli to zarazem sympatycy Donalda Trumpa). W tłumie w czasie odsłonięcia pomnika Solidarności pojawił się transparent z nazwiskiem kandydata republikanów. Kilka osób miało też na głowach charakterystyczne czapeczki z hasłem wyborczym eksprezydenta w 2016 roku: "Make America Great Again". Nigdzie nie zauważyłem wyborczych emblematów z obozu kandydatki demokratów. Mimo że uczestnicy uroczystości nie stanowili reprezentatywnej próby amerykańskich wyborców, to rozmowy z nimi pozwalają na wyciągnięcie kilku ciekawych wniosków dotyczących spojrzenia części Polonii na walkę o Biały Dom. - Wśród Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych jest silny podział między zwolennikami Kamalii Harris i Donalda Trumpa. To tak, jakbyśmy postawili naprzeciw siebie sympatyków PiS-u i PO - słyszę od Joanny, która w Nowym Jorku mieszka od siedmiu lat. - Dlatego wolę nie wypowiadać się na temat amerykańskiej polityki - dodaje. Podobne słowa słyszę od Artura, inżyniera pracującego dla amerykańskiej firmy, który za Ocean wyemigrował 20 lat temu. - Mogę jedynie powiedzieć, że mam serce po prawej, konserwatywnej stronie - deklaruje. - Tutaj wszyscy mocno przeżywają kampanię wyborczą. Są emocje i spory. Po co mam zdradzać, na kogo zagłosuję? Jeszcze mi pan zdjęcie zrobi, napisze to i owo i sąsiad się na mnie obrazi - puentuje z uśmiechem. Wybory w USA 2024. W grupie siła Z rozmów z "pielgrzymami" z amerykańskiej Częstochowy wynika, że sympatie polityczne wpływają też na ich życie towarzyskie i działalność polonijną. - Moi znajomi są za Trumpem. Wspólnie pojawiamy się co roku na paradzie Pułaskiego. Rok temu byliśmy razem na nowojorskim Greenpoincie, gdy prezydent Andrzej Duda pojawił się przed pomnikiem Tadeusza Kościuszki. Siłą rzeczy spędzamy ze sobą więcej czasu - opowiada Katarzyna, która mieszka godzinę drogi od Dolyestown. W kościele pojawił się też Tomasz ze stanu Maryland. - Jestem katolikiem, przyjechałem tu z rodziną, żeby się pomodlić. Nie wiedzieliśmy nawet, że będzie tu polski prezydent - zapewnia. - Uważnie śledzę kampanię w USA. Dwa tygodnie temu odwiedzili nas przyjaciele z Nowego Jorku. Wspólnie obejrzeliśmy w telewizji debatę Harris-Trump. - Kto wypadł lepiej? - dopytuję. - Widać, że to mądra kobieta, a Trump... - uśmiecha się pod nosem. Kluczowe tematy Co sprawia, że konserwatywna część Polonii opowiada się za kandydatem republikanów? - Dla nas ważne jest bezpieczeństwo. Mimo że mieszkamy z dala od naszego kraju, zależy nam na tym, by nasi przyjaciele w Polsce czuli amerykańskie wsparcie. Jest u nas polityk, który może to zagwarantować - mruga do mnie porozumiewawczo Marek. Dla niego gwarantem poczucia bezpieczeństwa Polaków są dobre relacje między Andrzejem Dudą a Donaldem Trumpem. - Skoro tak dużo pieniędzy Polska przeznacza na zbrojenia, a w USA są ludzie, którzy to doceniają, to nie ma się czego obawiać, prawda? - kończy wypowiedź. - Jestem katoliczką i się tego nie wstydzę. Jak mogłabym poprzeć kogoś z lewackimi poglądami? - pyta retorycznie Magdalena. - Nad Trumpem jeszcze się zastanawiam. On przynajmniej ma szacunek do tradycyjnego modelu rodziny - dodaje. - A skandale obyczajowe z jego udziałem? Jak się mają do jego konserwatywnych poglądów? - próbuję dopytać. - Jakie skandale? Czy ktoś mu coś udowodnił, a sąd wsadził do więzienia? - słyszę w odpowiedzi. Z Doylestown dla Interii Grzegorz Urbanek