"Mowa końcowa" Harris. Tłumy na wiecu w symbolicznym miejscu
- Za niecałe 90 dni Donald Trump albo ja znajdziemy się w Gabinecie Owalnym - mówiła Kamala Harris w symbolicznym miejscu w Waszyngtonie. Polityk nazwała Trumpa "niestabilnym, opętanym zemstą, pochłoniętym żalem i szukającym niekontrolowanej władzy". Apelowała do wyborców, aby "nie poddawali się woli drobnego tyrana". Tymczasem media donoszą o niebezpiecznych incydentach - w ogniu stanęły urny wyborcze w dwóch stanach.
Wieczorne wystąpienie Kamali Harris, określane przez jej sztab jako "mowa końcowa" zostało organizowane w miejscu, skąd Donald Trump zachęcił tłum sympatyków do marszu na Kapitol 6 stycznia 2021 roku.
- Donald Trump zamierza użyć armii Stanów Zjednoczonych przeciwko obywatelom, którzy po prostu się z nim nie zgadzają. Ludziom, których nazywa "wrogami wewnętrznymi". To nie jest kandydat na prezydenta, który myśli o tym, jak poprawić wasze życie - mówiła obecna wiceprezydent do zgromadzonych.
Wybory prezydenckie w USA. "Trump drobnym tyranem"
Była prokurator stanu Kalifornia zaprezentowała także alternatywę między hołdowaną przez nią wolnością oraz jednością a rządami chaotycznego mściwego "drobnego tyrana".
- To prawdopodobnie najważniejszy głos, jaki kiedykolwiek oddacie. W tych wyborach chodzi o coś więcej, niż wybór między dwiema partiami i dwoma różnymi kandydatami. To wybór między tym, czy będziemy mieć kraj zakorzeniony w wolności dla każdego Amerykanina lub rządzony przez chaos i podziały - przekonywała.
Sto dni po wycofaniu przez Joe Bidena z wyścigu wyborczego - jak przypomina CNN - Kamala Harris mocno dystansowała się od obecnego prezydenta, choć pełnienie roli jego zastępcy nazwała "zaszczytem".
- Moja prezydentura będzie inna, ponieważ wyzwania, przed którymi stoimy, są inne. Naszym najwyższym priorytetem - jako narodu - cztery lata temu było zakończenie pandemii i ratowanie gospodarki. Teraz naszym największym wyzwaniem jest obniżenie kosztów. Kosztów, które rosły już przed pandemią i które nadal są zbyt wysokie - mówiła Harris.
Tłumy na wiecu Harris. "Zawsze miałam instynkt ochronny"
Według PAP wystąpienie kandydatki - jedno z niewielu występów poza siedmioma kluczowymi stanami - zgromadziło ok. 50 tysięcy ludzi i było prawdopodobnie największym jej wydarzeniem wyborczym w obecnej kampanii. Uczestnicy ustawiali się w ciągnącej się przez ponad 1,5 km kolejce na godziny przed wiecem, z czego około połowa nie weszła do parku z powodu braku miejsc i słuchała przemówienia z trawnika pod pomnikiem Waszyngtona.
CNN zwróciło uwagę, że choć we wtorkowym przemówieniu Harris nie ujawniła zbyt wiele szczegółów swojej ewentualnej prezydentury, to przekonywała, że jej pochodzenie (jako córka imigrantów, która została prokuratorem) przygotowało ją do dotrzymania obietnic.
- Odkąd pamiętam, zawsze miałam instynkt ochrony. Jest coś w tym, że ludzie są traktowani niesprawiedliwie lub pomijani, co mnie po prostu rusza - powiedziała Harris.
- To jest to, co zaszczepiła we mnie moja matka. Dążenie do pociągania do odpowiedzialności tych, którzy wykorzystują swoje bogactwo lub władzę, aby wykorzystywać innych ludzi - dodała demokratka.
Stacja z siedzibą w Atlancie poinformowała także o niebezpiecznych incydentach, do których doszło w amerykańskich stanach Waszyngton i Oregon. Nieznany przestępca podpalił dwie urny wyborcze. Karty do głosowania zdeponowane w Portland nie zostały naruszone, jednak setki pakietów w pobliskim Vancouver (VA) uległy zniszczeniu. Według urzędników przygotowujących wybory obydwa incydenty są powiązane z trzecim, do którego doszło na początku tego miesiąca w Vancouver.
------
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
INTERIA.PL/PAP