Kreml o zadaniu, jakie czeka USA po wyborach. "Główna bolączka"
Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Marija Zacharowa wskazała na problem, z jakim zmierzy się - jej zdaniem - amerykańskie społeczeństwo, tuż po wyborach prezydenckich. Jak stwierdziła, największym wyzwaniem dla Amerykanów będzie zaakceptowanie wyboru większości obywateli.
- Niezależnie od wyniku, oczywiście (Amerykanie - przyp. red.) będą musieli przezwyciężyć wewnętrzny rozłam emocjonalny - przekonywała Zacharowa.
Wybory w USA. Marija Zacharowa diagnozuje problem amerykańskiego społeczeństwa
W komentarzu udzielonym kremlowskim mediom państwowym, rzeczniczka rosyjskiego MSZ sugerowała, że amerykańskie społeczeństwo od kilku lat ma problem z pogodzeniem się z określonym wynikiem demokratycznych wyborów. Wskazywała na rozruchy i zamieszki, do jakich dochodziło w latach ubiegłych, tuż po ogłoszeniu rezultatu głosowania.
- Myślę, że teraz główną bolączką Ameryki jako narodu jest przede wszystkim upewnienie się, że te wyniki zostaną zaakceptowane przez samo społeczeństwo amerykańskie, biorąc pod uwagę doświadczenia z poprzednich wyborów - powiedziała.
Kremlowska dyplomatka opowiadała o ludziach, którzy "są dosłownie gotowi atakować się nawzajem, bić się" tylko dlatego, że inna osoba "nosi symbole lub agituje na rzecz polityka, któremu wierzy i ufa". Jak stwierdziła, wszystkie te zjawiska miały być obserwowane jeszcze zanim rozpoczęły się tegoroczne wybory.
Więcej informacji na temat wyborów można znaleźć w naszym raporcie specjalnym - WYBORY PREZYDENCKIE W USA 2024
- Jak to przezwyciężyć? Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nawet w Stanach nikt nie wie i tego nie rozumie, bo jest to sytuacja bez precedensu - oceniła Marija Zacharowa.
Wybory prezydenckie w USA. Stany Zjednoczone gotowe na potencjalne zamieszki?
Choć wypowiedź rzeczniczki rosyjskiego MSZ jest nieco udramatyzowana i przesadzona, nie da się ukryć, że w przeciągu ostatnich lat Stany Zjednoczone dotkliwie przekonały się o tym, jak druzgocące skutki przynieść może frustracja zawiedzionych wyborców. Warto przytoczyć choćby wydarzenia z 6 stycznia 2021 r., gdy tysiące zwolenników Donalda Trumpa wtargnęło do Kapitolu, by nie dopuścić do zatwierdzenia wyborczego zwycięstwa Joe Bidena. W wyniku incydentu śmierć poniosło pięć osób.
Niektórzy przedsiębiorcy od kilku dni zabezpieczają swoje restauracje i sklepy, obawiając się potencjalnych zamieszek po zakończeniu wyborów. Dodatkowe ogrodzenie postawiono również przy Białym Domu, Kapitolu, kompleksie budynków ministerstwa skarbu i siedziby wiceprezydent Kamali Harris.
Tuż po oddaniu głosu w lokalu wyborczym w Palm Springs na Florydzie Donald Trump przekonywał, że nie będzie apelował do swoich wyborców o zachowanie powściągliwości w przypadku, gdy wybory wygra jego oponentka. - Nie muszę im tego mówić. Nie będzie żadnej przemocy, moi zwolennicy nie są agresywnymi ludźmi. Oczywiście, nie chcę żadnej przemocy - mówił.
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!